Od zeszłej niedzieli prawie wogóle nie było mnie na necie i mało kiedy lub późno odpisywałam na wiadomości, a to z powodu Zbójeckiego gościńca Anny Brzezińskiej i trzech kolejnych tomów tego cyklu. Polska pisarka fantasy stworzyła świat Krain Wewnetrznego Morza, do którego w końcu zabrałam się po kolei i który "wciągnął mnie na dłużej".
Powieść ukazała się w 2000 roku nakładem wydawnictwa
SuperNOWA (strona książki:
Zbójecki gościniec). Jest to pierwszy tom cyklu o zbóju Twardokęsku. Książka jest napisana na zasadzie retrospekcji jednego z bohaterów. Jest nim, siedzący w Spichrzańskiej Wiedźmiej Wieży, zbojca\\ herszt bandy z Przełęczy Zdechłej Krowy, mości Twardokęsek. Sławny zbój, oczekujący wraz z wiedźmą na kaźń, został odwiedzony przez dawnego kamrata Mroczka i dzban czegoś mocnejszego. W tym zacnym towarzystwie Twardokęsek zaczął snuć swą opowieść. A była ona zawiła i poplątana jak sznurek w kieszeni.
Jakiś czas wcześniej uciekł od swojej zbójeckiej bandy unosząc na plecach wspólne skarby i wywędrował z Gór Żmijowych aż do Traganki, pięknego miasta czcicieli Fei Flisyon od Zarazy. Dożyłby tam spokojnej starości pijąc i bałamucąc dziewczyny, ale nieszczęśliwie znalazł się w jednej karczmie z heretykami i w związku z tym miał zostać stracony. Oczekując na egzekucję spełnił dyskusyjnie dobry uczynek wskazując pytającemu go o drogę barbarzyńcy ścieżkę do pałacu dri deonema. Dri deonem był tytułem noszonym przez kolejnych kochanków bogini, a żeby nim zostać wystarczyło wykończyć poprzednika. Kiedy więc barbarzynca zabił urzędujcego w pałacu wojownika, został obdarowany obręczą, znakiem Zaraźnicy, jak pieszczotliwie nazywali tragańczycyc swą boginię. Okazało się jednak, że barbarzyńca był zdecydowanie nieskory do przyjęcia zaszczytu, gdyż był kobietą i nie miał zamiaru siedzieć w Tragance, bo miał swoje sprawy. Nowa dri deonem, zwana Szarką, odbywszy krótką rozmowę z bóstwem i zabrawszy ze sobą Twardokęska w ramach kary za wskazanie drogi, opuściła wyspę. Zrządzeniem losu wraz z nimi na pokładzie znalazł się także wygnany żalnicki książę Koźlarz, jego przyjaciel i kapłan Bad Bdmone od Jabłoni, żalnickiej bogini. Rejs był tylko początkiem podróży naszych bohaterów po Krainach Wewnętrznego Morza. Grupka jedak dość szybko została rozdzielona pod jaskinią potwora, który pożerał podróżnych. Do Szarki i Twardokęska przyłączyła się jaśminowa wiedźma, zaś księcia jego druhowie ponieśli dalej.
Twardokęsek wspominał także pobyt w klasztorze jednego z jedenastu bóstw Krain Wewnętrznego Morza i rekonwalescencję Szarki, a także burzliwą podróż przez Góry Żmijowe w stronę Spichrzy. Jak jednak doszło do uwięzienia zbójcy, i to do tego wraz z wiedźmą? Jakie były dalsze losy Szarki? Co stało się z Koźlarzem? No cóż, musicie się sami dowiedzieć.
Przyznam szczerze, że sięgałam po książkę niezbyt do niej przekonana. Nie byłam pewna, czy powieść mi się spodoba. Właściwie wrażenie to towarzyszyło mi przez całą opowieść o zdarzeniach na Tragnace, zresztą i potem były fragmenty, które omal nie odstręczyły mnie od lektury swoją szczegółowością czy zawiłością. Właśnie: omal. Zbójecki gościniec miał w sobie coś, co nie pozwoliło mi go odłożyć, a potem zmusiło do szybkiego sięgnięcia po następny tom, bo: "Co było dalej, co dalej?...". Myślę, że niemałą zasługę należy przypisać nielicznym wspomnieniom o żmijach oraz wartkiej akcji i oryginalności świata. Pamiętać należy, że Krainy Wewnętrznego Morza nie były miejscem sielankowym, a ludzie często odnosili się z nieufnością nawet do swoich bliskich.
Autorka stworzyła świat zdradziecko prosty, a zarazem niezwykle skomplikowany, pełen zawiłości praw nim rządzących, boskich mocy, legend, zwyczajów i marzeń. Bohaterowie są bardzo dynamiczni; moja sympatia do poszczególnych osób to rosła, to malała z każdym ich czynem (prawie jak statystyki charyzmy w grach RPG), aż w końcu moją ulubioną postacią została siostra żalnickiego księcia, Zarzyczka. Ciekawą sprawą jest obserwowanie przemian zachodzących w Szarce z punktu widzenia Twardokęska, który zawsze twardo stąpa po ziemi i kombinuje żeby tylko wyjść z tego wszystkiego cało i, jeśli się uda, ze sporym trzosem.
Mój szczery zachwyt wzbudził sposób, w jaki powieść została napisana. Autorka, znawczyni staropolskich obyczajów, operuje językiem bardzo podobnym - jeśli nie takim samym - jak używany wieki temu w naszym pięknym kraju. Podoba mi się też to, że tekst ten nie przeszedł przez żadnego tłumacza, czytający ma przed sobą oryginalne słowa. Zawsze jest to dla mnie wielką zaletą, bo w przypadku książek zagranicznych tłumacze mogą popełniać błędy czy zmieniać sens słów. No i dochodzą różne nieprzetłumaczalne frazeologizmy.
W każdym razie Zbójecki gościniec jest wspaniałą, pełną przygód drogą. I choć nie jest to droga szeroka, jasna i wygodna, choć czyhają na nim zwykle niebezpieczeństwa, choć w każdej chwili sympatia spotkanej osoby może zmienić się w nienawiść... Choć na pustkowiach czają się wiedźmy i inne plugastwo namawiam was do opuszczenia znanych ścieżek i zagłębienia się w tę jedną, gdzie - kto wie? - za zakrętem czai się przygoda mogąca na zawsze odmienić nasze życie.
Ocena
Wciągliwość - 4
Jakość czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało - 5