19 lutego 2013

185: Znowu siedemnaście lat/ 17 again (2009) - reż. Burr Steers

Reżyser: Burr Steers  
Tytuł: Znowu siedemnaście lat
Rok: 2009 

Polecano mi ten film kilkakroć w ciągu ostatnich lat - szczególnie gdy przyznawałam się do bycia tolkienistką. W końcu zebrałam się w sobie i postanowiłam zobaczyć, o co tyle szumu. 
Zaczęło się od młodego, zdolnego nastolatka grającego w koszykówkę. Postanowił rzucić karierę dowiedziawszy się, że jego dziewczyna jest w ciąży. Potem akcja przeskakuje dwadzieścia pięć lat do przodu. Mike, teraz już dorosły, zdał sobie nagle sprawę z tego, że wcale nie podoba mu się życie, jakie ma. Z żoną jest w separacji, z dziećmi nie ma prawie żadnego kontaktu, mieszka z kolegą, w pracy też nie jest różowo. Powrót do starej szkoły, wspomnienia lat młodzieńczych oraz niezwykłe wydarzenia sprawiają, iż Mike dostaje drugą szansę i - jak wskazuje tytuł filmu - znów ma siedemnaście lat. 
Z perspektywy dużo starszej osoby zamkniętej w młodszym ciele w końcu dochodzi do wniosku, że jego życie mogło wyglądać gorzej i że warto samemu zacząć je poprawiać, a nie siedzieć i biadolić. Ale żeby to zrobić musi wrócić do swojego właściwego wyglądu, a to nie jest takie łatwe... 
Radosne sceny pojawiały się często, a do moich ulubionych należy walka na miecze świetlne (Święty Mikołaju, to chcę na święta!) W rolę głównego bohatera wcielili się Zac Efron (młodszy Mike) i Matthew Perry (starszy), rolę Scarlett grała zaś Leslie Mann. Także postać Neda jest urocza, szczególnie gdy dochodzi do jego konfrontacji z płcią przeciwną. Polecam tę radosną produkcję, szczególnie do oglądania w zorganizowanych grupach (wyposażonych w herbatę i tzn. susz konferencyjny [copyright by Grymas]). 
Film niesie wartościowe przesłanie, że nie ma co gdybać, tylko trzeba samemu brać się do roboty i podejmować działania. Poza tym jest pełen mrugnięć dla nerdów i ogólnych zabawnych scen.  

Ocena 
Wciągliwość - 4 
Jakość oglądania - 4 
Jak bardzo mi się podobało? - 4

14 lutego 2013

184: Loyalty Unyielding - Zlu i Luff

Autorki: Zlu i Luff
Tytuł: Loyalty Unyielding
Strona: Loyalty Unyielding

Zabierałam się do tego tekstu - to znaczy do recenzji, bo obiekt recenzji przeczytałam dosłownie na wdechu - dobry miesiąc, ale jest. Pierwsza i nieostatnia na Dywagacjach recenzja fanficka. Miałam ją pisać w języku, w którym jest fick, ale powiem tak - lepiej mi idzie czytanie niż pisanie po angielsku.
Jak trafiłam na Loyalty? Link i rekomendację podrzuciła mi Grymas, która od jakiegoś czasu siedziała w tolkienowskim stuffie z ciemnej strony mocy. Powiedziała, że historia jest naprawdę dobra i że powinnam przeczytać. Co prawda nie byłam do końca przekonana, czy pairing Melkora i Saurona jest na moje siły, ale... Postanowiłam się z tekstem zmierzyć. (Tak, drogie autorki, to ja jestem tą "ortodoksyjną elfonormatywną przyjaciółką", o której Grymas wspominała w swojej opinii)
Znikłam dla świata na czas czytania. Nie istniało dla mnie nic innego, nie grzebałam nawet w muzyce w odtwarzaczu szukając odpowiedniego kawałka - w gruncie rzeczy nie jestem pewna, czy w ogóle w tle czytania grała jakaś muzyka.
Była tylko ta historia.
Postaram się teraz nieco ją przybliżyć nie spoilerując... Loyalty to opowieść oparta mocno na pismach Tolkiena - nie tylko książkach, ale i tak zwanych "kwitach z pralni". Zaczyna się w dniu, w którym Melkor uciekł z Valinoru z Silmarilami i wrócił do Angbandu rządzonego pod jego nieobecność przez Saurona. W chwili, gdy to piszę, autorki napisały osiem rozdziałów dotyczących historii Śródziemia, a szczególnie tych dwóch złych Ainurów.
Autorki wspaniale pokazały, jak obsesja Melkora na punkcie skradzionej elfiej biżuterii rosła i przesłaniała mu umysł. Także skomplikowane relacje między bohaterami zasługują na uznanie. I coś, co wielce popieram - pisząc swój fanfick bazowały mocno na kanonie tolkienowskim, pilnowały adekwatności i zgodności z dziełami Tolkiena.
Częściowym powodem takiego poślizgu czasowego między czytaniem, a pisaniem tego tekstu jest to, że byłam nim tak oczarowana, że wolałam odczekać jakiś solidny kawałek czasu żeby móc na trzeźwo i spokojnie ubrać w słowa swoją opinię.
Sprawiłyście, że zapiekła nieprzyjaciółka Saurona go... Polubiła. Naprawdę, jego charakter, jego zachowanie i cały opis jego motywacji sprawiły, że jego postać nabrała kolorytu, zarazem będąc osadzoną w kanonie zyskała charakterystyczny rys, wyróżniający ją i "dający jej ludzką twarz". Dziewczyny, trafiłyście w moją wizję Saurona, dzięki Wam za to!:) Melkor, popadający w szaleństwo, jak Grymas trafnie to ujęła: "z inteligencją emocjonalną cegły"... Tak, po prostu "tak". *aktualizacja headcanonu in progress*
Co poza tym. Co do scen erotycznych, które pojawiają się w tekście - są pisane z wyczuciem, bez wulgarności, nie są pwp.
Oczywiście, mój ulubiony fragment to kawałek z muzyką Angbandu, zaraz po nim idzie upadek Mairona - w ogóle jakie to śliczne imię, dzięki Wam za wykopanie go, drogie autorki!
Co jeszcze? Aha, język. Ja doprawdy nie wiem, jak dziewczynom się udało tak ładnie operować staroświeckimi słowami... Czapki z głów, ot co. Napięcie jest budowane systematycznie, ostatni rozdział sprawił, że gdybym była Frodem sama zaniosłabym Pierścień Sauronowi, czekam na następny z przygotowanym pudełkiem chusteczek i... Liczę dni do update'a.
To straszne, co piszę, ale... Polecam ten fanfick gorąco i stanowczo. Nawet jeśli nie jesteście fanami fanficków uważając, że to naginanie idei autora, to ten Wam pokaże, że można napisać świetny tekst, który - nie dość, że w kanonie - to jeszcze ten kanon uzupełnia i pozwala zobaczyć, jakąż twarz ma to zło i dlaczego jest takie złe.

Ocena
Wciągliwość - 6
Wygoda czytania - 5
Jak bardzo mi się podobało? - 6

11 lutego 2013

183: Na tropie jednorożca - Mike Resnick

Autor: Mike Resnick
Tytuł: Na tropie jednorożca
Wydawnictwo: Fabryka Słów
Rok: 2009
Strona książki: Na tropie jednorożca

O, nie pamiętam już, jak dowiedziałam się o tej książce, ale czytałam ją w liceum. Ostatnio poczułam, że fajnie by było do niej wrócić i napisać parę słów na Dywagacjach - co zdarza mi się dość często i wygrzebuję jakieś starocie :D
Głownym bohaterem był prywatny detektyw Mallory - zatopiony w długach, w zapuszczonym biurze, porzucony przez żonę, która uciekła z jego wspólnikiem... Była zimna sylwestrowa noc w Nowym Jorku, pod drzwiami biurowca stało dwóch dżentelmenów mających do niego sprawę... A whisky w butelce się kończyła...
I wtedy do naszego detektywa przybył pewien specyficzny klient i złożył mu propozycję niebywale dobrze płatnej pracy... Za postać tego klienta powinnam co prawda pobić autora, ale wybaczam mu nazwanie elfem malego, zielonego i spiczastouchego kolesia o niezapamiętywalnym imieniu.
Cóż, Mallory przyjął zlecenie, które miało mu przynieść nie tylko nowe znajomości i podróż po ciekawych lokacjach, ale które też mogło uratować oba Manhattany.
Wątki wesołe, ciekawe postaci i niecodzienne podejście do różnych spraw mieszają się na kartach powieści z ponurymi jegomościami, fascynującym śledztwem i zagadkami. Gnomy Metra jedzą żetony, Larkspur ucieka przed poszukiwaczami, demon grzmi z nieba, a klient Mallory'ego ma zginać o świcie...
Autor dobrze operuje słowem, nie zanudza, ale sprytnie opisuje rzeczywistość, jego bohaterowie nie są czarno-biali, mają dynamiczne charaktery, a ich motywacja często do ostatnich chwil jest niejasna. 
Fani kryminału znajdą tu wszystko to, co lubią w gatunku: mroczcne, nocne i nieprzyjazne lokacje, detektywa z powołaniem, niebanalną zagadkę i zwroty akcji. Fantaści zaś odkryją inne oblicze Manhattanu. Polecam gorąco.

Occena
Wciągliwość - 5
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 5
Opinia na LubimyCzytać

4 lutego 2013

182: Nowa Fantastyka 2/2013

Ani się obejrzeliśmy, a tu niespodziewanie nadciągnął luty, przynosząc chwilową odwilż, sesję i... Nową Fantastykę. I tylko dzięki temu ostatniemu dwa poprzednie dary można jakoś znieść. A cóż w tym lutowym numerze mamy?
Okładka przestrzega o artykule o łowcach potworów, więc niechaj potwory sięgną po numer koniecznie:D Poniżej zaś... *Alannada dostała ślinotoku* jest o Świecie Czarownic, którego recenzje poniewierają się gdzieś na Dywagacjach. Późniejsze ciekawostki nie budzą już takiej ekscytacji, więc mogłam przejść do zawartości bez padnięcia na zawal z radości.
Wstępniak, a w nim... Tak! Hobbici! Wiedziałam! Ale jakże ciekawa jest nacja do nich porównana. To znaczy, że i członkowie tego społeczeństwa są niscy, lubią naturę i mają przewonne, porośnięte włosami stópki?
Co w artykułach? Z niejakim niepokojem oczekiwałam kolejnego zalewu hobbitami, ale się przeliczyłam. Tekst Jesteś tym, co czytasz zwraca uwagę na to, w jaki sposób ludzie pozyskują swe lektury. Potem mamy zapowiedzianego Łowcę potworów: historię prawdziwą Roberta Ziębińskiego. Tekst bardzo fajnie napisany i całkiem miły w odbiorze. Pawel Laudański całkiem nie trafił w mój gust próbą syntezy rosyjskiej fantastyki ostatniego trzydziestolecia, ledwie prześlizgnęłam się oczami po artykule. Następny tekst dotyczył ewolucji w SF. Motyw tyleż ciekawy, co częsty. Ewolucje i mutacje, zmiany pod wpływem operacji czy jakiegoś nadnaturalnego działania zawsze fascynowały pisarzy i, co tu ukrywać, czytelników.
Mamy też rozmowę z Dave'em McKeanem o złotej erze komiksu, ale poświęciłam jej niewiele więcej uwagi, co syntezie, bo to też nie moja działka.
Cóż zaś w opowiadaniach? Ceną bedzie samotność Bernardety Prandzioch - tekst napisany bardzo klimatycznie, dobrze się czyta. Paweł Ciećwierz serwuje Non Servian, który nie spodobał mi się już tak bardzo. Rzeźbiarze światła Macieja Musialika jest całkiem ciekawym tekstem. Maciej Salamonczyk prezentuje Lwiątko Heraklesa, które prezentuje się zaiste godnie. Mamy też Dziesiątą Muzę Tada Williamsa, którą oceniam dość średnio. Nie wiem, czytałam kiedyś Williamsa z przyjemnością, ale to opowiadanie nie trafiło w mój gust. Za to Dziesięć Sigm jest niezłe, wciągające i aż szkoda, że to nie książka. Autorem jest Paul Melko (oczywiście, tolkienistka dopisała mu na końcu nazwiska "R"...:3), którego teraz będę wypatrywać po księgarniach.
I w końcu... Jest! Artykuł o Norton! Wylogowuję się z fejsa, wyłączam telefon - nie ma mnie:3 Nie znalazłam co prawda w tekście jakichś wielkich nowinek, ale dla nieznających autorki albo dopiero poznających jej twórczość to dobry materiał. ("Czytajcie Norton!" - krzyczy fanka).
W numerze nie mogło zabraknąć recenzji, felietonów i wiadomości o nowościach ze świata gier, książek i filmów. Oceniam lutową Nową Fantastykę na naprawdę dobry numer i trzymam kciuki za marcową żeby też była taka fajna. Warto sięgnąć, warto wsadzić nos między strony - nic go nie odgryzie, a frajda będzie że ho-ho!


Za egzemplarz do recenzji dziękuję redakcji Nowej Fantastyki.