Autor: Katarzyna Michalak
Tytuł: Mistrz
Wydawnictwo: Filia
Rok: 2013
Sława autorki dotarła do mnie już jakiś czas temu i od tamtej pory miałam gorącą nadzieję, że kiedyś będę miała szansę napisać parę słów o jej niezwykłym talencie pisarskim. Znana jest ona głównie z romansów, ale ma w swoim dorobku także działa, które można wrzucić w worek z fantastyką. Na te właśnie się czaiłam, ale nie było łatwo dopaść jakąkolwiek powieść pani Michalak. Do niedawna. I oto w końcu miałam okazję przeczytać to wyjątowe dzieło sztuki pisarskiej, pod wdzięcznym i enigmatycznym tyttułem z grupy „nie mam pomysłu na tytuł, nazwijmy to jakoś krótko”. Reklama na okładce kusi, że pozycja rozbudzi zmysły czytelnika... W sam raz coś na nieco leniwy grudniowy wieczór.
Zagłębiłam się zatem w świat samców i samic wykreowany przez autorkę i przelany na papier, który można było wykorzystać na tysiąc lepszych spsobów
Poznajemy główną bohaterkę, Sonię, której brak wyobraźni i lenistwo prędko owocuje porwaniem przez mafię. Postarajcie się ją polubić już na wstępie, gdy zostaje uwikłana w sprawę przemytu narkotyków, bo potem wcale nie robi się lepsza. Powieść podąża za naszą heroiną za granicę i na Cypr, gdzie też została ona uwięziona w luksusowej willi szefa mafii Raula. Do pakietu należy jeszcze dorzucić przyjaciela naszego groźnego gangstera, lekarza Pawła. W tym samym czasie ktoś najął piękną, seksowną Andżelikę, by uwiodła przystojnego mafioza i wykradła mu jakieś tajne kody. Dzięki zrządzeniu losu bohaterka poznała brata Raula i wraz z nim pojechała do VillaRosy (tak, tak właśnie nazywała się ta posiadłość. Spacje są dla słabych). Losy tej grupy się splątały, dzień przerzutu stulecia nadciągał, a syndrom Sztokholmski rozkwitł w cypryjskiej willi niczym kwiecie chińskiej róży.
Valarowie, nie wiem od czego zacząć.. Może od postaci.
Główną Mary Sue jest piękna, delikatna Sonia, której backstory jest równie tanie jak chipsy z Biedry. Jej najważniejszą cechą charakteru jest dziewictwo. Dla kontrastu druga (i ostatnia) kobieca postać w powieści jest rozwiązłą niewiastą, przygotujcie się na to, że na każdym kroku ten kontrast będzie wam wpychany do gardła. Raul jest oczywiście typem niebezpieczego, zabójczo przystojnego kolesia, którego serce autorka wykula z lodu. Jego kontrastową postacią był Paweł, typ czułego, troskliwego faceta, którego losem było zakochać się w pięknej protagonistce i zostać jej przyjacielem. Jedyną sensowną postacią w tym cyrku był szef ochrony, Stanley, ale może tylko dlatego, że było go mało, za to miał niezłe akcje i kwestie. Widać, że niekiedy autorka próbowała dorabiać jakieś motywacje postaciom i nadać im nieco głębi.
Dobrze, co tu też mamy dalej? Powieść opisana jest jako sensacyjny romans. Nie kupujcie tego o sensacji, scen, które mnie zaskoczyły i faktycznie były sensacyjne było może dwa. Co zaś do romansu... Valarowie, ratunku. Tak nieumiejętnie opisanych scen seksu nie widziałam od eonów. Naprawdę. Nie jest problemem ich dosłowność (choć autorka stara się, by czytelnik nie nadwyrężył wyobraźni), ale brak finezji. Czyta się to trochę jak pierwsze próby scenarzysty pornola. Muszę przyznać, że lepsze sceny łóżkowe widziałam w rp na Tumblrze.
Czytywałam Norę Roberts, Danielle Steel i Barbarę Cartland i po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że pani Michalak chciałaby pisać tak, jak ikony gatunku. Jednakże ma jeszcze sporo nauki przed sobą. Po pierwsze - opisy po prostu są słabe, a to przecież piękne krajobrazy, wnętrza i stroje tworzą klimat opowieści. Akcja miała się dziać na Cyprze - ale poza wstawkami o morzu nie poczujecie cypryjskiej atmosfery. Opisy potraw, które mogłyby dodać nieco „regionalnych smaczków” były równie rzadkie jak jednorożec na Pradze - wywnioskowałam z nich, że mafiozi cypryjscy jedzą głównie kanapki z szynką.
Poza tym w oko rzucają się i szczypią braki w researchu, ale tu dostrzegam także winę edytora, który mógłby pewne rzeczy wyłapać zanim puścił to do druku. Dowiedziałam się, że strój kąpielowy można inkrustować cyrkoniami,
Nieścisłości jest więcej - Sonii (właśnie, pani aurorko, to się w tym przypadku pisze przez dwie literki I na końcu, nie jedną) podano narkotyk, który według słów bohaterów, miał uzależniać po pierwszej dawce, ale nie widać było po niej oznak uzależnienia. Ponadto - to moja ulubiona rzecz - w scenie, gdzie Sonia i Raul stali na półce skalnej pod klifem i rzucono im linę (autorka podała, że do krawędzi mieli pięć metrów) rzucono im linę. Śliską, bo rzecz się działa nad morzem i była wysoka wilgotność. Nasz wspaniały stuprocentowy samiec owinął linę wokół przedramienia i, w drugiej ręce dzierżąc dziewicę, wspiął się na górę. Z tego, co wiem, fizyka może na to odpowiedzieć tylko „nie bardzo”, ale może się mylę. Może można. Mogłabym wyliczać dalej, ale nie mam siły przypominać sobie więcej.
Zdania są zazwyczaj krótkie, w sam raz dla osoby, która - tak jak ja - zmaga się z problemami z koncentracją. Zwroty zapełniające owe zdania zwracają uwagę niezwykła poetyckością lub wręcz - nie lękajmy się tego słowa - kiczowatością. Fabuła rozwija się w naturalny, nie do końca logiczny sposób, który wspaniale wyśmiewa książki z gatunku. Niezwykłość stylistyczna przyprawi większość czytelników o atak śmiechu.
Zdecydowanie, pani autorce udało się osiągnąć poziom, który dotąd znajdowałam w filmach typu RRRrrrr!!! czy But Manitou. Jest to poziom, którego nie można osiągnąć ot, tak. Do napisania takiej książki trzeba się poważnie, gruntownie przygotować. Takie dzieło wymaga czasu, poświęcenia, potu, krwi i łez.
Na myśl, że tyle papieru poszło na tę książkę faktycznie łzy wzruszenia stają w oczach i płyną po policzkach niczym ruczaj przez leśną polankę.
Poza dwiema dobrymi scenami ze Stanleyem wyróżnić należy scenę z Sonią i Vincentem na plaży przy klifach i... I to chyba tyle. Nie wiem, czy ta autoska ma fanów, ale myśl, że gdzieś tam mogą jacyś być, mnie przeraża.
Uważam za mój obywatelski obowiązek uprzedzić każdego, kto może zawędrować tutaj. Nie czytajcie. Omińcie półkę w bibliotece, gdzie to stoi. Jeśli ktoś da wam to na prezent - dajcie psu jako zabawkę. Albo użyjcie jako podpałki czy podpórki pod stół. Zamiast to kupić kupcie coś bardziej porywającego - na przykład zbiór zadań maturalnych z matematyki, to jest przynajmniej nieszkodliwe. Jeżeli zobaczysz ten tytuł gdzieś blisko twojego domu - nie wahaj się - uciekaj. Uciekaj do końca życia.
Ocena - 1
Opinia na LubimyCzytać
Tytuł: Mistrz
Wydawnictwo: Filia
Rok: 2013
Sława autorki dotarła do mnie już jakiś czas temu i od tamtej pory miałam gorącą nadzieję, że kiedyś będę miała szansę napisać parę słów o jej niezwykłym talencie pisarskim. Znana jest ona głównie z romansów, ale ma w swoim dorobku także działa, które można wrzucić w worek z fantastyką. Na te właśnie się czaiłam, ale nie było łatwo dopaść jakąkolwiek powieść pani Michalak. Do niedawna. I oto w końcu miałam okazję przeczytać to wyjątowe dzieło sztuki pisarskiej, pod wdzięcznym i enigmatycznym tyttułem z grupy „nie mam pomysłu na tytuł, nazwijmy to jakoś krótko”. Reklama na okładce kusi, że pozycja rozbudzi zmysły czytelnika... W sam raz coś na nieco leniwy grudniowy wieczór.
Zagłębiłam się zatem w świat samców i samic wykreowany przez autorkę i przelany na papier, który można było wykorzystać na tysiąc lepszych spsobów
Poznajemy główną bohaterkę, Sonię, której brak wyobraźni i lenistwo prędko owocuje porwaniem przez mafię. Postarajcie się ją polubić już na wstępie, gdy zostaje uwikłana w sprawę przemytu narkotyków, bo potem wcale nie robi się lepsza. Powieść podąża za naszą heroiną za granicę i na Cypr, gdzie też została ona uwięziona w luksusowej willi szefa mafii Raula. Do pakietu należy jeszcze dorzucić przyjaciela naszego groźnego gangstera, lekarza Pawła. W tym samym czasie ktoś najął piękną, seksowną Andżelikę, by uwiodła przystojnego mafioza i wykradła mu jakieś tajne kody. Dzięki zrządzeniu losu bohaterka poznała brata Raula i wraz z nim pojechała do VillaRosy (tak, tak właśnie nazywała się ta posiadłość. Spacje są dla słabych). Losy tej grupy się splątały, dzień przerzutu stulecia nadciągał, a syndrom Sztokholmski rozkwitł w cypryjskiej willi niczym kwiecie chińskiej róży.
Valarowie, nie wiem od czego zacząć.. Może od postaci.
Główną Mary Sue jest piękna, delikatna Sonia, której backstory jest równie tanie jak chipsy z Biedry. Jej najważniejszą cechą charakteru jest dziewictwo. Dla kontrastu druga (i ostatnia) kobieca postać w powieści jest rozwiązłą niewiastą, przygotujcie się na to, że na każdym kroku ten kontrast będzie wam wpychany do gardła. Raul jest oczywiście typem niebezpieczego, zabójczo przystojnego kolesia, którego serce autorka wykula z lodu. Jego kontrastową postacią był Paweł, typ czułego, troskliwego faceta, którego losem było zakochać się w pięknej protagonistce i zostać jej przyjacielem. Jedyną sensowną postacią w tym cyrku był szef ochrony, Stanley, ale może tylko dlatego, że było go mało, za to miał niezłe akcje i kwestie. Widać, że niekiedy autorka próbowała dorabiać jakieś motywacje postaciom i nadać im nieco głębi.
Dobrze, co tu też mamy dalej? Powieść opisana jest jako sensacyjny romans. Nie kupujcie tego o sensacji, scen, które mnie zaskoczyły i faktycznie były sensacyjne było może dwa. Co zaś do romansu... Valarowie, ratunku. Tak nieumiejętnie opisanych scen seksu nie widziałam od eonów. Naprawdę. Nie jest problemem ich dosłowność (choć autorka stara się, by czytelnik nie nadwyrężył wyobraźni), ale brak finezji. Czyta się to trochę jak pierwsze próby scenarzysty pornola. Muszę przyznać, że lepsze sceny łóżkowe widziałam w rp na Tumblrze.
Czytywałam Norę Roberts, Danielle Steel i Barbarę Cartland i po zastanowieniu się doszłam do wniosku, że pani Michalak chciałaby pisać tak, jak ikony gatunku. Jednakże ma jeszcze sporo nauki przed sobą. Po pierwsze - opisy po prostu są słabe, a to przecież piękne krajobrazy, wnętrza i stroje tworzą klimat opowieści. Akcja miała się dziać na Cyprze - ale poza wstawkami o morzu nie poczujecie cypryjskiej atmosfery. Opisy potraw, które mogłyby dodać nieco „regionalnych smaczków” były równie rzadkie jak jednorożec na Pradze - wywnioskowałam z nich, że mafiozi cypryjscy jedzą głównie kanapki z szynką.
Poza tym w oko rzucają się i szczypią braki w researchu, ale tu dostrzegam także winę edytora, który mógłby pewne rzeczy wyłapać zanim puścił to do druku. Dowiedziałam się, że strój kąpielowy można inkrustować cyrkoniami,
Nieścisłości jest więcej - Sonii (właśnie, pani aurorko, to się w tym przypadku pisze przez dwie literki I na końcu, nie jedną) podano narkotyk, który według słów bohaterów, miał uzależniać po pierwszej dawce, ale nie widać było po niej oznak uzależnienia. Ponadto - to moja ulubiona rzecz - w scenie, gdzie Sonia i Raul stali na półce skalnej pod klifem i rzucono im linę (autorka podała, że do krawędzi mieli pięć metrów) rzucono im linę. Śliską, bo rzecz się działa nad morzem i była wysoka wilgotność. Nasz wspaniały stuprocentowy samiec owinął linę wokół przedramienia i, w drugiej ręce dzierżąc dziewicę, wspiął się na górę. Z tego, co wiem, fizyka może na to odpowiedzieć tylko „nie bardzo”, ale może się mylę. Może można. Mogłabym wyliczać dalej, ale nie mam siły przypominać sobie więcej.
Zdania są zazwyczaj krótkie, w sam raz dla osoby, która - tak jak ja - zmaga się z problemami z koncentracją. Zwroty zapełniające owe zdania zwracają uwagę niezwykła poetyckością lub wręcz - nie lękajmy się tego słowa - kiczowatością. Fabuła rozwija się w naturalny, nie do końca logiczny sposób, który wspaniale wyśmiewa książki z gatunku. Niezwykłość stylistyczna przyprawi większość czytelników o atak śmiechu.
Zdecydowanie, pani autorce udało się osiągnąć poziom, który dotąd znajdowałam w filmach typu RRRrrrr!!! czy But Manitou. Jest to poziom, którego nie można osiągnąć ot, tak. Do napisania takiej książki trzeba się poważnie, gruntownie przygotować. Takie dzieło wymaga czasu, poświęcenia, potu, krwi i łez.
Na myśl, że tyle papieru poszło na tę książkę faktycznie łzy wzruszenia stają w oczach i płyną po policzkach niczym ruczaj przez leśną polankę.
Poza dwiema dobrymi scenami ze Stanleyem wyróżnić należy scenę z Sonią i Vincentem na plaży przy klifach i... I to chyba tyle. Nie wiem, czy ta autoska ma fanów, ale myśl, że gdzieś tam mogą jacyś być, mnie przeraża.
Uważam za mój obywatelski obowiązek uprzedzić każdego, kto może zawędrować tutaj. Nie czytajcie. Omińcie półkę w bibliotece, gdzie to stoi. Jeśli ktoś da wam to na prezent - dajcie psu jako zabawkę. Albo użyjcie jako podpałki czy podpórki pod stół. Zamiast to kupić kupcie coś bardziej porywającego - na przykład zbiór zadań maturalnych z matematyki, to jest przynajmniej nieszkodliwe. Jeżeli zobaczysz ten tytuł gdzieś blisko twojego domu - nie wahaj się - uciekaj. Uciekaj do końca życia.
Ocena - 1
Opinia na LubimyCzytać
Moja przygoda z twórczością autorki jeszcze nie nastąpiła i po lekturze Twej recenzji myślę, że nic straconego :)
OdpowiedzUsuńNie czytaj. Naprawdę. Jest cała masa lepszych książek
UsuńMam ją na półce....
OdpowiedzUsuń