Autor: Agnieszka Grzelak
Tytuł: Tajemnice Skyle
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok: 2012
Strona książki: Tajemnice Skyle
Dość rzadko sięgam po książki polskich autorów, ale powoli staram się to zmienić. Tym razem padło na Agnieszkę Grzelak, która, jak się okazało, ma za sobą już całkiem sporo wydanych powieści.
Mam duszę rpgowca, jak się okazało przy okazji mojej lektury Tajemnic Skyle. Już podczas czytania pierwszych stron powieści zgrzytałam zębami na wyśrubowane statystyki Mori, córki Szlarki. Dziewczyna, jak się okazało, umiała wszystkie możliwe języki na ziemi, nie tylko bardzo szybko wszystkiego się uczyła, ale też widziała barwy uczuć i emocji innych ludzi. Zabrakło tylko lasera w oczach i stroju z majtkami na getrach. Te wszystkie skille Mori okazały się być nadprzyrodzonego pochodzenia, gdyż jako dziecko została obdarzona Darami Corredo.Nastolatka plątała się więc po świecie żeby owo Corredo odnaleźć.
W ten oto sposób znalazła się na Skyle, wyspie mi samej kojarzącej się z Irlandia w tym samym stopniu, co serek homogenizowany z mlekiem. Mori udało się dołączyć do tamtejszego zespolu tanecznego, zatańczyć na Festiwalu Tańca i, nic nowego, podbić serca Skylan tak doskonałym tańcem, że na jego końcu - niczym legendarna królowa Lairn - zmieniła się w zielony płomień.
Po tych wydarzeniach, gdy jej rodzina i przyjaciele opuszczali wyspę, ona postanowiła zostać, żeby móc zbadać sekrety Skyle. Udało jej się wynając pokój w domu samotniczki, która od dziesiątek lat nikomu nie odnajmowała izb w Królowej Rzeki (serio, tak nazwała swój dom). To stamtąd Mori rozpoczynała swe wojaże po wyspie i tam wracała po próbach do następnego święta.
W tym samym czasie prócz historii Mori czytelnik może także poznać losy Darka, który po kłótni ze swą dziewczyną (która nie chciała, jak dobrze wychowana panienka, grzecznie czekać na niego w domu) udał się na espedycję badawczą w dalekie kraje.
I oczywiście, zamiast skupić się na głównym wątku akcji, czyli na Mori podróżującej po wyspie Skyle i starającej się odkryć jej sekrety, ja z największym zainteresowaniem śledziłam inną historię. I nie, nie była to ta dotycząca wyprawy Darka i jego profesora na pustynię (choć, nie ukrywam, przez chwilę liczyłam, że znajdą jakieś lovecraftańskie ruiny). Nie, mnie zafascynowały i wciągnęły losy Arty, Szalonego Barona, a potem także Beatrycze. Z wielką przyjemnością czytałam fragmenty dotyczące młodej dziewczyny i zainteresowanego nią ekscentrycznego arystokraty oraz - potem - nieszczęśliwej, zdominowanej przez matkę, stereotypowej wręcz szlachcianki.
Książka Tajemnice Skyle była dla mnie chwilami nużąca, często ciekawa, ale przede wszystkim śmieszna. Skyle była idealizowana na potęgę, ludzie tam bez wyjątku byli mili, uczynni i uprzejmi. Na Kontnenecie od stereotypów aż kapało, a ekspedycja badawcza, krótko mówiąc, była mało interesująca.
Ponieważ autorka co i rusz przypominała czytelnikowi, że Skyle "ma mnóstwo tajemnic", to nieszczęsny bibliofil nastawiał się na jakieś wspaniałe przygody rodem z filmów o Indianie Jonesie, na wartką akcję, na zmagania z zagadkami sprzed wieków... Słuchajcie, skoro ja od wątku przygodowego wolałam romansowy, to na jakim poziomie był ten pierwszy?... Cóż, historia miłosna także nie uniknęła stereotypów, do tego zakończenie miała wręcz odrysowane od szablonu, ale i tak cieszyła oko.
Prócz tego okładka wcale mi się nie podoba. Mimo mankamentów powieść - o dziwo - czytało mi się niezwykle łatwo i przyjemnie. Gdy już przyzwyczaiłam się do kapiacej wręcz słodkości i śliczności mogłam cieszyć się całkiem niezła lekturą. Pani Grzelak okazała się mieć w miarę lekkie pióro, opisywała świat z dużą dozą dokładności, a strony mijały mi całkiem miło i dziwnie szybko. Tak więc powieść okazała się lepsza, niż się spodziewałam.
Polecam Tajemnice Skyle mlodym czytelniczkom oraz czytelniczkom, które z chęcią sięgały wcześniej po Lucy Maud Montgomery czy Marię Rodziewiczównę. Reszta prawdopodobnie się zanudzi.
Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 5
Jak bardzo mi się podobało? - 4
Opinia na LubimyCzytać