11 sierpnia 2011

89: Slayers (1995) - reż. Takashi Watanabe.

Reżyser: Hajime Kanzaka
Tytuł: Magiczni wojownicy (The Slayers)
Rok: 1995
Sezony: 1
Liczba odcinków: 26

Co ze mnie byłby za nerd, gdybym nie obejrzała choć jednego anime? Początek mojej przygody z anime ginie gdzieś w pomroce dziejów*. Niejasno pamiętam czasy, kiedy to Polsat 2 wypuszczał piorącą mózgi serię Sailor Moon, a potem kanał RTL7 - znany wszystkim wystarczająco antycznym bytom w Polsce - koło godziny 15:00 gromadził dzieciaki przed telewizorami**. W bloku anime prezentowanym przez ową stację pojawiła się i na dłuższy czas zagościła seria Slayers (スレイヤーズ), niefrasobliwie przetłumaczona na polski jako Magiczni wojownicy***.

Pierwszy sezon, o którym dziś chcę Wam opowiedzieć, pojawił się w 1995 roku. Autorami powieści, na podstawie której zrobiono anime byli Hajime Kanzaka i Rui Araizumi (ten drugi odpowiadał za ilustracje), zaś reżyserem sezonu był Takashi Watanabe. Dość niskim nakładem kosztów wypiekł dwadzieścia sześć odcinków opartej na książce historii.
Główną bohaterką była niejaka Lina Inverse, postrach zbójców, młoda rudowłosa czarodziejka o ostrym języku i szybkiej ręce. Poznajemy ją kiedy, z właściwą sobie delikatnością, uwolniła wioskę od groźnych bandytów zwanych Smoczymi Kłami. Niestety, niedobitki zgrai podążyły za nią, aby odebrać jej skarb (który im ukradła). Na szczęście damie w opresji przyszedł w sukrus przystojny blondas - Gourry Gabriev, mistrz szermierki. Mężczyzna, uratowawszy "nadobne dziewczę", przyłączył się do niej, aby odeskortować ją do Atlas City, gdzie czarodziejka zmierzała.
Owa podróż miała okazać się dla nich przeżyciem zdecydowanie egzotycznym, bo na skarb łasiło się coraz więcej osób, a Lina jakoś nie chciała się z nim rozstawać. Już samo to, że nasza bohaterka nie zatłukła towarzysza (niezbyt lotnego umysłu) bochenkiem chleba zakrawało na cud. I to tyle, bo nie chcę Wam psuć możliwej przyjemności zapoznania się z opresjami "pięknej i uroczej" czarodziejki.
W Slayersach nie brakuje humoru - i tego z wyższej, i tego z niższej półki. Ubawią się setnie i ci starsi, i ci młodsi. Fabuła jest dobra, nie rozłazi się zanadto, a nawet jeśli pojawiają się odcinki nie posuwające akcji za bardzo do przodu, to wnoszą one mnóstwo ciekawiostek do naszego obrazu świata Liny Inverse.
Fajną sprawą jest to, że nawet trzecioplanowi bohaterowie ą dopracowane w wielu szczegółach. Także architektura i kultura, a także wierzenia, są pokazane i do tego odmienne w różnych krainach, a niekiedy i wioskach i miastach odwiedzanych przez naszych bohaterów. Nie atakuje to nieszczęsnego umysłu oglądacza masą informacji, lecz jest dawkowane w łatwoprzyswajalnych dawkach.
Co prawda pewien demon miał w oczach diody LED****, a kreska jest nieco stara i uproszczona, ale nie są to jakieś wielkie problemy. Bohaterowie często zaskakują swoim zachowaniem czy tokiem rozumowania, zwroty akcji nie są obce temu sezonowi, a wokół latają zabłąkane fireballe. Opening, "Get Along" szybko wpada w ucho i nieraz łapałam się na tym, że go sobie nucę.
Polecam pierwszy sezon Slayersów każdemu, kto lubi się pośmiać. Także fani fantasy znajdą coś dla siebie - barwny, dopracowany świat rządzacy się własnymi prawami, pełen ciekawych kultur. Gorąco polecam - warto zobaczyć, a nuż się wciągniecie i zaczniecie własną przygodę z czarodziejką, która równie chętnie bije swoich, co wrogów.

Ocena
Wciągliwość - 5
Wygoda oglądania - 5
Jak bardzo mi się podobało? - 6

*Kiedy ludzie robili "Uuk!"
**Nie było jeszcze wtedy komórek, a i tak wiedziałam, że spora część moich znajomych o 15:30 ogląda jak Son Goku naparza się z Cellem.
***No comments, only facepalm.
****Tekst copyright by Grymas.

5 komentarzy:

  1. Ciekawe, jednakże Anime to nie moja bajka ;]

    OdpowiedzUsuń
  2. Heh, klasyka animacji. Też pamiętam czasy, kiedy wszystkie dzieciaki znikały z podwórek, żeby oglądać Czarodziejkę z Księżyca albo DB (a potem w przedszkolu latały "Mydła Powidła" i "Kamy Hamy"xD)

    OdpowiedzUsuń
  3. Bliska mi ta recenzja, widać rozpadający się antyk ze mnie ^^ Anime nie widziałam, za to czytałam mangę ;) Ale ze mną to tak zawsze, to samo dotyczy wspomnianego Dragon Balla - i zwykle jest tak, że mój mąż coś oglądał, a ja czytałam (choć w tym wypadku oboje czytaliśmy, a oglądał tylko on ;)) Za to prawdziwą żenadą jest filmowa adaptacja anime Dragon Ball - ech, można popłakać się ze śmiechu nad marnością owej produkcji ;) To ja już wolę moje antyczne wspomnienia... I tym optymistycznym akcentem - uuk! ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Klaudia Karolina Klara - rozumiem. Mimo to warto choć zajrzeć, żeby się zapoznać :)


    Dusia - ja przechodziłam to w podstawówce i gimnazjum :> I choć nie miotaliśmy w siebie randomalnymi czarami, to całe przerwy wymielialiśmy się naklejkami czy kartami z chipsow ^^

    niedopisanie - ja właśnie teraz mam zamiar przeczytać mangę, ale najpierw muszę ją zdobyć :D
    Co do filmowego DB - widziałam tylko recenzję Mroowy, sama nie dałam rady obejrzeć

    OdpowiedzUsuń
  5. Ostatnio mnie ciągnie do anime, więc może oglądnę :)
    O jak miło, też w zamierzchłych czasach oglądałam Czarodziejkę z Księżyca, ale właściwie jej nie pamiętam.
    Za to DB pamiętam bardzo dobrze- uciekałam z domu żeby to obejrzeć ^^

    OdpowiedzUsuń

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte