Autor: Andre Norton
Tytuł: Korona z jelenich rogów (Horn Crown)
Wydawnictwo: Amber
Rok: 1993
Andre Norton jest jedną z bardziej znanych pisarek fantasy, a jej książki są zaprawdę zacne, ot co. Dziś przedstawię Wam kolejny tom z cyklu Świat Czarownic, więc kubki z herbatą w dłoń i do dzieła!
Tytuł: Korona z jelenich rogów (Horn Crown)
Wydawnictwo: Amber
Rok: 1993
Andre Norton jest jedną z bardziej znanych pisarek fantasy, a jej książki są zaprawdę zacne, ot co. Dziś przedstawię Wam kolejny tom z cyklu Świat Czarownic, więc kubki z herbatą w dłoń i do dzieła!
Korona z jelenich rogów to kolejna powieść, o której niewiele osób pamięta*, albo orientuje się, że w ogóle coś takiego zostało wydane. Doszło do tego w 1993 roku za sprawą wydawnictwa Amber
Elron był wasalem Garna, władcy nielicznego, biednego klanu, jednego z tych, które przeszły przez Bramę do opustoszałej krainy, którą nazwali High Hallack. Nowy dom uciekinierów okazał się być nadmorską krainą pełną wzgórz i dolin, bezludną, lecz pełną śladów po wcześniejszych mieszkańcach, którzy odeszli lub zniknęli dawno temu. Młodzieniec wraz ze swoim klanem osiedlił się w jednej z dolin i powoli zaczął przyzwyczajać się do życia w świecie trochę podobnym do tego, który opuścił. Jedyną trudną do zrozumienia i zaakaceptowania anomalią w - zda się - zwyczajnej dolinie były miejsca Dawnego Ludu, a szczególnie to nazwane Świątynią Księżyca. Większość ludzi Garna unikało tego miejsca z obawy przed mocami w nim działającymi. Tylko Gathea, uczennica Mądrej Kobiety z sąsiedniej doliny, bez obawy wchodziła w cień okalających go drzew. Niestety, córka Garna, Iynne, również zaczęła przejawiać żywe zainteresowanie owym miejscem, a jedynym świadkiem jej eskapad był właśnie jej kuzyn, Elron. Kiedy więc pewnego dnia panienka zaginęła jej ojciec ukarał banicją młodzieńca za to, że wbrew rozkazom nie poinformował go o tym i nie powstrzymał dziewczyny.
Nowo upieczony wyrzutek udał się do Mądrej Kobiety aby prosić ją o pomoc w odszukaniu Iynne, lecz to jej uczennica wyruszyła wraz z nim, bo - wedle jej słów - młoda szlachcianka zagarnęła moc, która miała należeć do niej. Wraz z nimi podróżował wielki śnieżny kot, noszący swojskie imię Gruu. Trójka dość niedobranych kompanów podjęła się szaleńczej podróży w nieznane, często wrogie tereny rozciągające się na zachód od High Hallacku.
Andre Norton bardzo wiele uwagi poświęciła opisaniu High Hallacku i krain, które przemierzali bohaterowie. Jako pierwszy tom z tego cyklu Korona z jelenich rogów przedstawia nam nie tylko wygląd tej części świata, ale też zamieszkujące go istoty - zarówno te piękne, jak i te paskudne.
Dla Elrona owe miejsca i istoty były całkiem nowe, musiał nie tylko nauczyć się rozpoznawać, które są dobre, ale także jak bronić się przed sługami Zła. Także jego lud musiał poradzić sobie w nowym miejscu, przystosować się do życia w świecie rządzącym się odmiennymi prawami.
Trudno nie zauważyć wpływów wiccańskich i mitologii celtyckiej, szczególnie jeśli chodzi o magię, którą stosowała Gathea**.
Fabuła na początku wlecze się niczym zaprzęg wołów, okraszona jest wieloma przemyśleniami Elrona ukazującymi nam nie tylko jego, ale i jego nowy świat Jednak po zaginięciu Iynne i wygnaniu naszego bohatera akcja przyspiesza, choć nie aż tak, aby czytelnik się gubił.
Możnaby pokusić się o stwierdzenie, że książka jest metaforą, że odkrywanie nowych - często niebezpiecznych - ziem, jest symbolem poznawania samego siebie... Że nieszczęsny Elron gnany pragnieniem spełnienia obowiązku wkraczał w dorosłe życie, coraz bardziej zdany na siebie i nie mogący liczyć na pomoc klanu... Nie wspominając już o powodzie tej podróży - damie w opresji - niewinnej, słodkiej Iynne, która była taka kochana i potrzebuje pomocy... Całe szczęście, że nie lubię się bawić w metafory.
Jest team, jest quest - jest okejka. Co prawda nie jest to mój ulubiony tom z cyklu, ale i tak uważam go za lekturę wartą przeczytania. Klimat klasycznej fantasy, przemierzania nieznanej krainy, walczenia z przedziwnymi stworami nie tylko mieczem, ale i magią jest bardzo bliski mojemu nerdowemu serduszkowi. Polecam zwłaszcza wielbicielom klasyki, heroic i epic fantasy***. Fani romansów i innych rzeczy które robią "sparl-sparl-sparl-ing!" muszę odesłać z kwitkiem.
Ocena
Wciągliwość - 5
Wygoda czytania - 5
Jak bardzo mi się podobało? - 5
*Tylko Alannada wygrzebuje zakurzone tomiszcza z półek bibliotek marząc, że w końcu dorobi się swoich własnych egzemplarzy, które będzie mogła zaczytywać.
**Wybaczcie taki ogólny i wątły przykład, ale nie chcę spoilerować.
***Nie mogę być obiektywnym sędzią, bo jak widzę jakiś tekst Norton podobno świecą mi oczy, ale mimo to...
Jeśli dobrze kojarzę w domu mam jedną książkę Andreii (?) Norton. I chyba nawet jest w języku angielskim. Nie ważne.
OdpowiedzUsuńW każdym razie recenzja jest ciekawa i zachęcająca. Być może któregoś pięknego dnia sięgnę po książkę autorstwa tej pani. :)
Serdecznie pozdrawiam
Wspomnij Mnie
Wspomnij Mnie - zazdroszczę Ci. Ja nadal nie mogę skompletować jej książek. Jak mam kasę to nie mam jak kupić albo zapominam, a jak chcę kupić nie mam kasy :/
OdpowiedzUsuńNie wiem, czy tak źle przekopywać się przez półki - na pewno znajdujesz wiele ciekawych, zapomnianych pozycji :) Ta na przykład wydaje się dość kusząca, ale dla mnie na 99% nieosiągalna (bo gdzie ja ją znajdę?)
OdpowiedzUsuńDusia - ja znalazłam pole do popisu kiedy dorwałam się do biblioteki uniwersyteckiej. Egzemplarze Obowiązkowe to wspaniała sprawa :D
OdpowiedzUsuń