12 października 2016

266: Dziecko Rosemary - Ira Levin

Autor: Ira Levin
Tytuł: Dziecko Rosemary (Rosemary's Baby)
Wydawnictwo: Rebis
Rok: 2014

Ach, wspomnienia. Czytałam tę książkę w liceum, kiedy pelniłam dyżur na tak zwanej Dyżurce - była to ławka w holu szkoły, gdzie codziennie inna trójka drugorocznych uczniów służyla pomocą i informacją. Nie tylko kierowaliśmy outsiderów do dyrektorstwa, ale też nierzadko spełnialiśmy rolę gońców wzywających uczniów do czekajacych przy Dyżurce czlonków rodziny. Ponieważ nie było wtedy jeszcze smartphonów i ogólnodostępnego internetu - pomyślcie, drogie dziatki: były takie czasy - to bryknęłam się do biblio i wypożyczyłam sobie książkę, by się nie nudzić. No i tak przeczytałam tę pozycję.

Główna bohaterka wraz z mężem zamieszkała w nowym mieszkaniu. Ogólnie wiele rzeczy miało być nowych dla prostodusznej Rosemary - dopiero zaczynała karierę małżonki, musiała odnaleźć się w nowym miejscu zameszkania, a do tego zaszła w ciążę. Sprawy nie ułatwiał fakt, że miłe starsze małżeństwo zza ściany generowało podejrzane odgłosy, a mąż Rosemary zaczął się interesować podejrzaną literaturą. Do tego zaczęły ją dręczyć koszmary, które u Mastertona mogłyby przerodzić się w idee na nowe książki.
Atmosfera, która ma niepokoić, wzbudzać w czytelniku odczucie, że coś coraz bardziej nie gra w małym światku Rosemary, jakoś do mnie nie przemówiła. Podejrzani sąsiedzi to coś, co w Polsce nie budzi niepokoju, bo mamy ich tak dużo, że można by spokojnie zacząć eksport do krajów Unii. Mroczna literatura Pana Męża jakoś też mnie nie niepokoiła - może przyzwyczaiłam się, bo u moich znajomych walają się Necronomicony i inne takie. Koszmarne wizje w naszych czasach, gdzie mamy do dyspozycji 4chana i prawackie czasopisma tez średnio straszne. Ale Rosemary miała karuzelę niepokojów, podejrzeń i traum, więc przynajmniej jedna z nas dobrze się bawiła.
Jedyną naprawdę poruszającą i niepokojącą sceną była ta, gdzie Rosemary zasza w ciążę, bo Munsz ją zgwałcił. Myślę, że fakt gwałtów małżeńskich jest czymś, o czym warto by było mówić głośniej. Co prawda w książce zwalono winę na opętanie, ale pamiętajmy, że w wielu przypadkach moce piekielne nie maja udziału.
Ale za to zakończenie zaskoczyło mnie wielce. Nie zaspoileruję wam - chociaż powinnam, bo jestem wśród znajomych znana jako Queen of Spoilers. Znajcie więc królewską łaskę i sami przeczytajcie.
Ogólnie oceniam książkę na dość dobrą, choć nie spełniła ona w pełni moich oczekiwań. Oczekiwałam atmosfery napiętej jak mięśnie Pudzianowskiego (pamięta ktoś jeszcze tego pana?), mrocznych kultystów wtapiających się w społeczeństwo (no dobrze, tym tutaj całkiem nieźle szło) i czegoś bardziej groteskowego, niż żarcie surowego mięcha jako midnight snacka w ciąży. Mimo to bawiłam się całkiem nieźle i czas upłynął mi szybko. Polecam.

Ocena - 5
Opinia na LubimyCzytać

3 komentarze:

  1. To jedna z takich książek, które bym przeczytała, ale tylko, jeśli wpadłaby mi w ręce ;P
    Hmm mała rada - wyjustuj tekst. Wygląda wtedy lepiej i "czyściej" :) Pierwsza część posta wprawdzie jest tak napisana, ale druga już niekoniecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Heh, też tak miałam, gdyby nie 8 godzin siedzienia i biegania po całym liceum też bym pewnie jej nie przeczytała.
      Tak czułam, że czegoś zapomnę, jak będę słuchać audiobooka i wrzucać posta :3 Zaraz to zedytuję

      Usuń
  2. Przeczytam na pewno, ale też nie liczę na szał, bo nie zapowiada nic takiego, co mogłoby mnie zaskoczyć. W każdym razie klasyka, więc warto znać. :)

    OdpowiedzUsuń

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte