29 grudnia 2014

207: Hobbit - Bitwa Pięciu Armii (2014) - reż. Peter Jackson

Reżyser: Peter Jackson
Tytuł: Hobbit - bitwa pięciu armii (The Hobbit - The Battle of The Five Armies)
Rok: 2014

No dobrze. Nie ręczę za słowa, które zostaną niżej spisane, bo piszę na gorąco. Oto moja pierwsza opinia o filmie, na który nie czekałam. Nie czekałam, albowiem bałam się spojrzeć na ostatnie z dzieł PJa po tym, jak wyglądał Hobbit 2. Odłóżcie wasze wydania książki na bok, zostawcie tylko parę końcowych rozdziałów pod ręką, przy tej części się nie przydadzą ponieważ głównym celem tego filmu (poza nabiciem trzosów) jest powiązanie wydarzeń z poprzedniej trylogii filmowej z niniejszą. Mój brat, który był na premierze, doniósł mi, że wielu widzów było zdziwionych gdy dowiedzieli się, iż Hobbit to prequel Włodka. Uwaga na spoilery.

Film zaczął się pogodnie i radośnie - Smaug (uparccie nadal będący wiwerną pomimo tego, iż sam Tolkien rysował go jako smoka z czterema łapami i parą skrzydeł) radośnie polatywał sobie ponad Esgaroth i palił co popadnie. Następnie była scena śmierci smoka, z ręki Barda łucznika. Drozd nie był potrzebny, ardowy Sokole Oko sam wypatrzył odpowiednie miejsce na wycelowanie strzały. W scenę była zamieszana progenitura Barda, głównie z powodu dramaturgii. Smaug spadł malowniczo na płonące miasto i zakończył żywot największego i zapewne ostatniego latającego smoka Śródziemia. Smaug zachowywał się po smoczemu i zginął epicko.
Jakaś część mnie zaczęła wieszczyć powtórkę 40 minut bitwy o Helmowy Jar. Tuż po napisach zostaliśmy uraczeni sceną Kilego i Tauriel, gdzie Kili namawiał elfkę na pójście z nim. Przyplątał się Legolas i para zakochanych poszła innymi drogami. Moje uczucia co do Tauriel i jej związku z Kilim mogę kiedyś obszerniej spisać, na razie powiem tylko tyle, że jakoś polubiłam ten ship. Może dlatego, że relacje tej pary przemawiają do mnie bardziej niż związek Eowiny i Faramira z filmowego Powrotu Króla (książkowy okropnie lubię). Gdy krasnoludy odpłynęły znalazł się Bard i został radośnie przyjęty jako zabójca zagrożonych wymarciem przedstawicieli fauny Ardy.
Oczywiście pojawił się Azog, który powinien OD DAWNA LEŻEĆ MARTWY!
Zastanawiam się czasami, czy PJ czytał Hobbbita, czy tylko plan akcji z Wikipedii, bo to, że zostawił Azoga przy życiu wkurza mnie jako jedna z czołowych różnic książki-filmy jeśli chodzi o ekranizacje dzieł Tolkiena.
Biały warg wyglądał całkiem spoko, ale może to tylko moja sympatia do białych zwierzaków. Mieliśmy też przykłady nowomowy znanej dalej jako orkowy (podobno będący mieszaniną czarnej mowy i krasnoludzkiego - bo to nie tak, że krasnoludzki nie był ujawniany osobom nie będącym krasnoludami...).
Szkoda mi Legolasa, po którym wyraźnie było widać, że lubi Tauriel bardziej niż to się podobało jego tacie (bo to nie jest tak, że elfowie mogą się żenić niezależnie od statusu społecznego. Nie jest tak że nie można zabronić komuś wyjścia za kogoś albo zmusić do małżeństwa).
Po scenach dotyczących krasi, ludzi, elfów i orków przyszła pora na scenę w Dol Guldur. PJ postanowił połączyć dwa wydarzenia z historii Trzeciej Ery w tym filmie - bitwę o Erebor i bitwę o Dol Guldur, która zaowocowała wygnaniem Saurona do Mordoru. Galadriela okazała się być zakamuflowaną opcją hobbicką, która nawet na terenie wroga gardzi obuwiem. Poza tymo zwracam uwagę na fakt, że niosła Gandalfa. Córka Finarfina, jedna z najszlachetniejszych elfów, jakie chodził po Śródziemiu była na tyle silna, by dźwigać kogoś na rękach. A teraz zróbcie badanie i spróbujcie kogoś tak ponosić. Niech to da wam jakiś obraz siły Noldorów i innych elfów. Dlatego nie znosiłam tego że przez LOTRowe elfy PJa, zwykli zjadacze chleba widzą w elach
 lalusiowate istoty, słabe i niezdolne do walki czymś cięższym niż łuk.
Do Galadrieli dołączyli inni członkowie Białej Rady (radosne podskakiwanie bo Elrond.jpg) i jęli bić Nazguli. Aż szkoda, że Galadrycha w tym czasie siedziała i strzegła Gandalfa, ma ona większą moc niż Elrond. Potem mieliśmy chyba okazję zobaczyć ją w akcji... Tak sądzę... Nie wiem do końca co się stało z Galadrielą gdy wykorzystała swą moc i wygoniła Saurona won, nazywając sługą Morgotha, ane nie wyglądało to zdrowo. No hej, czy ktoś może mi powiedzieć dlaczego wyglądała mniej więcej  jak topielica i brzmiała jak wokalista deathmetalowego zespołu? O ile dobrze pamiętam elfy korzystające z mocy ich fei (czy w jej przypadku Jednego z Trzech, choć ja bym nie wykorzystywała pierścienia na Saurona) raczej świecą... Jak Glorfindel u brodu...
W każdym razie Sauron i Nazgule zwiali a Gandalf został uratowany. Widać było, że Elrond chciałby podążyć za siłami ciemności i skopać im zadki, ale Saruman go od tego odwiódł, Cieszę się, że ta wstawka z Dol Guldur nie była jakąś wybitnie wielką częścią filmu, a zabieg wyjaśnił dlaczego Gandalfa tak długo nie było.
Meanwhile Thorin popadał w szaleństwo (prawie jak Denethor w LOTRze), bo nie mogli znaleźć Silmari... Arkenstone'a. Ludzie z Esgaroth przenieśli się do Dale, gdzie spotkali się z armią Thranduila. Bard poszedł do Thorina pogadać, ale król pod górą postanowił nie tylko nie dotrzymać danego ludziom słowa, ale także nie dać elfom, co jego dziadek powinien być dać Thranduilowi dawno temu. Wspaniała decyzja, genialna taktyka. W ogóle mówiłam o tym nie raz - przedstawienie Thorina jako powoli szalejącego z chciwości wcale mi się nie podoba.
Nim siły wolnych plemion się pobiły przybył Gandalf i postraszył wszystkich Azogiem i jego kumplami. Bilbo przyniósł Silmar... Arkenstone'a do elfów i ludzi licząc, że Thorin go wymieni za część skarbu
. Niedługo potem nadjechały krasnoludy z północy na kozackich bojowych kozłach i prawie doszło do bitwy elfy i ludzie kontra krasnoludy, ale w tej właśnie chwili parę czerwi z Diuny pojawiło się by wykopać goblińskiej armiii przejście podziemne. Zastanawiam się, jak czerwie znalazły drogę na Ardę.
Potem zasadniczo siedziałam i wrzeszczałam ELFY! do ochrypnięcia (to znaczy wrzeszczałam w serduszku). Nic na to nie poradzę - elfie formacje i bitwy, a nawet utarczki z udziałem elfów zawsze na mnie działają. Mogę się przyczepiać do uzbrojenia elfich oddziałów, do niezginających się zbroi czy innych rzeczy, ale i tak koniec końców siedzę i drę paszczę. Kiedy uda mi się obejrzeć wersję extended, najlepiej na DVD, będę mogła przejrzeć film klatka po klatce by utyskiwać na poszczególne manewry.
Goblińska sygnalizacja okazała się niezłą rzeczą, a przy tym pokazała, że orkowie wcale nie są głupi. To własnie lubiłam w książce, pokazano nam gobliny nie jako mięso armatnie Saurona, ale jako społeczność, która zdolna jest do stworzenia czegoś użytecznego czy królestwa takiego jak to w Górach Mglistych. Po drodze komuś gdzieś Angmar przesunął się na wschodnią część rzeczonych gór. W ogóle podobało mi się to, że armia sił ciemności miała niezły plan i niewiele zabrakło, by wygrała.
Po kilku scenach gdzie większe grupy walczyły ze sobą oraz po kryzysie Thorina przyszła kolej na pojedynkową, heroicką część całej bitwy. Thorin biegał za Azogiem, Tauriel pokazała, że ma jaja, Legolas okazał się być bardzo dobrym przyjacielem, bohaterowie, którzy mieli zginąć zginęli epicko i heroicko. Wkurzyłam się na PJa za śmierć Kilego i reakcję Tauriel (mówiłam, że lubię ten ship), doszłam do wniosku, że Azog w wizji Pjańskiej jest jak kot i ma 9 żyć, orły przybyły jak zawsze na rozdanie czapek, Bilbo był nieprzytomny jakieś 5 minut, wielkie nietoperze latały po niebie, Legolas robił fikoły, przy których jazda na tarczy to małe bezalkoholowe piwo... Żeby ustosunkować się do roli Thranduila jako ojca i dowódcy muszę obejrzeć ten film jeszcze z raz.
Wisienką na torcie była Lobelia i aukcja domu Bilba na koniec, ale zasadniczo część końcowo była już tylko zamknięciem znanym nam z książki i nie ociekała epickością.
Reasumując - mogło być gorzej. Dużo gorzej, Spodziewałam się czegoś strasznego, a dostałam naprawdę niezły kawałek filmu (choć boję się, że część tej pozytywnej oceny wynika z mojego entuzjazmu niespsuciem tego, co obawiałam się, że spsute zostanie). Co prawda gdyby za każde przekleństwo w czasie filmu i tuż po nim dostawała złotówkę mogłabym sobie kupić całe HoME w oryginale, ale to wciąż nie jest ten sam stopień wkurzenia niezgodnością większych i mniejszych rzeczy niż w przypadku Hobbita 2. Pomijając rzeczy, które wypunktowałam powyżej lub pominęłam jako mniej istotne - film nie ma prawie w ogóle klimatu książki, baśniowej opowieści o włamyhobbicie i śmierci Smauga. Ale czego innego miałam się spodziewać, w bitwie pięciu armii prawie nie było baśniowości, tylko najzwyklejsza walka. Jak się obawiałam sporą część filmu zajęły fikoły, głównie Thorina i Legolasa oraz CGI. Hobbit po zderzeniu z PJem stał się bliższy eposowi niż baśni, klimat filmu jest dużo bardziej Włodkowy. Pozwala to na stworzenie jakiejś ciągłości (~stara się nie myśleć o Star Wars~).
Podobają mi się relacje między bohaterami - mój ship Tauriel i Kilego, Bilbo działający na rzecz przyjaciól, Bard, który stara się za wszelką cenę załatwiać sprawy pokojowo... Dain, który wyszedł bardzo ładnie, tak samo zresztą jak Balin... Podobało mi się ukazanie orków i elfów w scenie gdzie Bilbo miał pierścień jako ciemne i jasne cienie, w zależności od fei. Podoba mi się, że Elrond i Saruman skopali zadki Nazguli i że Galadriela pogoniła Saurona.
Mimo tych wszystkich rzeczy, które mi się podobały wciąż pozostaje masa takich, które mi się nie podobały. PJ miał szansę opisać elfy z Mrocznej Puszczy, całkiem inne od elfów z Rivendell. Zrobił to pokazując nam Tauriel - elfkę z ludu, która zakochuje się w krasnoludzie, Legolasa - który wyraźnie czuje coś do niej, ale zostaje "tylko przyjacielem" (bardzo dobrym przyjacielem, który zawsze pomoże) i Thranduila, który zasadnico jest wrednym, oschłym królem, trzymającym na dystans nawet swojego syna. I jakoś tak moje myśli zbaczają ku LOTRowej Arwenie, co Aragorna pokochała i Legolasowi, co z krasnoludem się zaprzyjaźnił (dobra, dobra, pamiętam, że to Sindar z Mrocznej). Tylko Thranduil zdaje się być jakąś nowością jeśli chodzi o elfie charaktery i wcale nie kojarzy mi się tak łatwo z tym książkowym. Mamy tylko niejasne słowa Thranduila do Legolasa pod koniec filmu o tym, że matka go kochała. Niejasne bardzo, choć mi przypomina czyjeś headcanony o tym, że żona Thranduila umarła broniąc maleńkiego syna. Takie zdarzenie mogłoby nieco wyjaśnić oschłość króla względem wszystkich. Mogłoby to też wyjaśnić dlaczego nie chciał by syn wiązał się z wojowniczką, która zawsze może zostać zabita w potyczce.
Mogłabym pewnie napisać więcej moich "gorzkich żali", ale i tak nie będzie to lista tak długa jak ta, którą wystosowałabym w przypadku drugiej części Hobbita. Sporo w nim przesady, także komputerowej. Ogólnie - jestem pozytywnie zaskoczona, do filmu na pewno wrócę jeszcze kilka razy. Mogło być lepiej, ale - na Valarów - mogło być gorzej. O WIELE gorzej.
Zdecydowanie polecam, czekam na wersję extended, która być może odpowie na niektóre z moich pytań i idę powkurzać się na nieczułego Thranduila.

Ocena - 4

4 komentarze:

  1. Mój narzeczony się wybiera do kina. Ciekawe, czy go rozczaruje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  3. @awiola - mam nadzieję, że film mu się spodoba.
    @Anon - przykro mi, ale spam na tym blogu jest kasowany

    OdpowiedzUsuń
  4. Ubawiłam się przy czytaniu twojego streszczenia ;) . Jeszcze nie byłam, wybieram się (trochę z obawą, ale jednak). Wydaje mi się, że moje potwierdzenia się sprawdziły. Raz, na siłę dorobiony do baśni klimat epicki, dwa walka na całego, widowiskowość i ogień na tłoki. Ech, Jackson po prostu...

    OdpowiedzUsuń

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte