24 września 2018

310: The Dragon Prince (2018) - reż. Villads Spangsberg

Reżyser: Villads Spangsberg, Netflix
Tytuł: The Dragon Prince
Rok: 2018

Jak się domyślają ci, którzy mnie znają, moją nieobecność na blogu sponsoruje głównie fanfiki do InuYashy i problem z czytaniem na papierze. Ale kiedy ptaszki internetowe mi wyćwierkały o serialu, który może mi się spodobać, postanowiłam go zobaczyć, a po zobaczeniu podzielić się z wami wrażeniami.

Pierwszą rzeczą, która mnie zainteresowała - poza tytułem, oczywiście - był fakt, że do zrobienia tego serialu przyczyniali się ludzie od Avatara (tego dobrego Avatara, nie tego aktorskiego gniota). Poza tym w serialu miały być smoki i elfy, więc już rozumiecie, co mnie zmortwowało do zobaczenia tego dzieła.

Na początku odbiorca dowiaduje się o tym, jak to drzewiej było wspaniale, wszyscy praktykowali magię naturalną i żyli w harmonii, jednak potem odkryto czarną magię i ludzie zaczęli jej używać. W związu z czym elfy i smoki przegoniły ich na zachód świata. Potem dowiadujemy się o toczącej się na granicy wojnie oraz temu, że ludzie nie mogli przez stulecia najechać innych, bo król smoków był za silnym przeciwnikiem. Szkoda tylko, że dał się zabić niedługo przed początkiem serii, razem ze swoim jedynym jajkiem,.Oczywiście, elfy nie zamierzały pozostawić tej sprawy bez reperkusji.

I tu w sumie zaczyna się akcja sezonu - grupka elfów przybyła, aby zabić króla jednego z ludzkich państw i jego biologicznego syna. Nie wszystko jednak poszło zgodnie z planem. Plan na pewno nie przewidywal, że w czasie pościgu za książętami jedna z elfow odkryła (razem z chłopcami) ukryte w zamku jajo księcia smoków. Dokładnie tak, jak się domyślacie - trójka postanowiła oddać jajo matce w cichej naciei, że pomoże to nawiązać pokojowe stosunki między ich rasami. Wyruszyli więc na questa, pozostawiając za sobą zamek i w sumie nie wiedząc, czy misja reszty elfów się powiedzie, czy nie.
W międszyczasie doradca króla (jak wszyscy wiemy, to podejrzane stanowisko), po śmierci monarchy, postanowił przejąc na siebie ciężar władzy. Żeby ciężar władzy na pewno na nim pozostał, wysłał swoje dzieci celem „odnalezienia” książąt.
Zrobiłam, co mogłam, żeby nie zaspoilerować zbyt wiele, ale muszę przyznać, że mój skrót nie oddaje rozmachu, z jakim sezon się zaczął.
Z tego, co udało mi się zauważyć, wiele osób mówiących o serialu, porówuje go do Avatara. W sumie nie dziwię się, bo można znaleźć trochę wspólnych elementów. Jest to jednak wystarczająco dużo różnic, żeby nie czuć się, jakby się oglądało podróbkę.
Postacie są ciekawe i różnorodne, ich motywacje i zachowania sensowne i spójne. Protagoniści nie są biało odzianymi osobami, które mogą wszystko, antagoniści nie są chichoczącymi tyranami żądnymi władzy dla samej władzy (widać to szczególnie dobrze na przykładzie naszego maga, który był przyjacielem króla i chciał dobra kraju).
Podobało mi się, jak pokazano relacje między poszczególnymi postaciami, jaki wpływ miały one na siebie (chociażby fakt, że córka maga nauczyła starszego z książąt troszkę o magii, co mu się przydało w życiu). Każdy miał pewne mocne strony, ale też masę słabości, z którymi musiał sobie jakoś radzić.
Moją ulubioną postacia była ciotka książąt, niema pani generał, która nie dawała sobą rządzić, ale która też nie tlamsiła swoich emocji. Poza tym podobało mi się, jak twórcy stworzyli postać z niepełnosprawnością, która nie była jedyną jej cechą, do tego nie umniejszała jej zdolności do wykonywania jej zadań .Także postać naszej elfki była całkiem fajna, podobał mi się szczególnie jej akcent. Jej sposób walki i częściowo wygląd sprawiły, że na początku nazywałam ją w myślach Drizzt, Podobała mi się chyba szczególnie relacja między dziećmi maga, oboje byli zabawni, a zarazem mieli też bardziej introspektywne momenty, do tego widać, że w razie czego będą się posługiwać rozsądkiem.
Oczywiście, dostaliśmy do teamu protagonistów zwierzęcego sidekicka, ale ten przynajmniej poza byciem niezbyt śmiesznym elementem komicznym bywał też przydatny. Wciąż nie jestem fanką zwierzęcych sidekicków, ale co zrobić. Chociaż nie, jestem fanką wilkorów z Gry o Tron, one się chyba liczą jako zwierzęce sidekicki?
Serial rozpoczął się z przytupem, aby w drugiej połowie nieco zwolnić. Rozwiązaie wątku elfki, który był budowany od samego początku serii, było nieco... Powiedzmy: zaskakujące. Przez co rozumiem - zaskakująco rozczarowujące. Rozwiązanie pojawiło się bez żadnej zapowiedzi, przez co czułam, że scenarzyści pomyśleli „to może jeszcze dajmy to, to rozwiążemy sobie ten wątek”.
Silną stroną jest klimatyczna muzyka, aczkolwiek nie jest ona na tyle wyrazista, żebym rozpoznawała ją po paru taktach. Po prostu jest to dobre tło do akcji, które świetnie wpisuje się w opowiadaną historię.
Minusem jest długość sezonu - ma tylko 9 odcinków, przez co czułam, że się skończył dopero jak zaczął się rozkręcać. Ale, sugerując się nazwą sezonu, będziemy mieć ich co najmniej 6, więc będzie chyba wystarczająco dużo czasu na rozwój postaci, opis barwności świata, konflikt i jego rozwiązanie.
Animacja nie jest tak płynna, jak by mogła być, ale liczę, że popawi się w późniejszych sezonach. Krajobrazy, lokacje i wygląd postaci są zrobione ciekawie, szczególnie postacie wyglądają zapamiętywanie.
Ogólnie - historia dopiero się rozkęca, a znając jej twórców,  oczekuję po niej sporo, szczególnie w kwestii relacji między postaciami i ich wzrostu. Zdecydowanie ma sporo potencjału i warto się z nią zapoznać, szczególnie jeżeli lubiliście Avatara albo po prostu lubicie high fantasy. Zdecydowanie polecam.

Ocena: 7
(sorry za nieszafowanie imionami)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte