17 sierpnia 2016

258: Miecz Shannary - Terry Brooks

Autor: Terry Brooks
Tytuł: Miecz Shannary (The Sword of Shannara)
Wydawnictwo: Replika
Rok: 2016

Wzięłam kolejną pozycję z listy „Do przeczytania”. Spojrzalam na tytuł - Miecz Shannary. Wyglądało dość high fantasy, żeby przypadło mi do gustu...
Jakieś 200 stron później dowiedziałam się, że od stycznia MTV wypuszcza serial na podstawie cyklu, który właśnie zaczęłam. Postanowiłam gorąco nie oglądać serialu, nim nie skończę książek, bo Miecz Prawdy nauczył mnie, że seriale często za bardzo mieszają wątki i z reguły opuszczają wszystko, co mogłoby mi się spodobać w opowieści.
Dziś będzie o książce. O serialu napiszę, gdy przeczytał cały cykl.
Fabuła rozpoczęła się dość niewinnie - oto młody Flick zdążał do domu przez las. Miał on niezwykłą przygodę - na ścieżce spotkał odzianego na czarno mężczyznę, który zgubił drogę. Pragnął on spotkać się z bratem Flicka, Sheą. Młodzieniec był nieufny wobec obcego, postanowił jednak zaprowadzić go do rodzinnej wioski, gdzie ten mógłby pomówić z jego przyrodnim bratem. I wtedy pojawił się Nazgul.
Nie, żartuję, istota, która ścigała obcego w czerni nie była Nazgulem, ale równie paskudne miała usposobienie.
Allanon, bo tak nazywał się podróżny, poszukiwał potomka Jerlego Shannary, króla elfów z Westlandii. Jego daekim (i niestety jedynim) potomkiem okazał się być półelf Shea, przyrodni brat Flicka. Shea i Flick zostali wtajemniczeni przez Allanona w sytuację na świecie (starożytne zło, mroczna kraina na północy z czaszką w nazwie, legendarna broń pokonująca zło, wybraniec, quest, blablabla...). Niedlugo później bracia musieli uciekać z domu, bo słudzy Lorda Warlocka (czyli PZ - Prastarego Zła) chcieli koniecznie zabić potomka Shannary.
Gdy armie elfów, ludzi i karłów szykowały się do odparcia ataku sił z Nordlandii (gdzie gnieździło się PZ), mała drużyna pod wodzą Allanona ruszyła do twierdzy druidów (która dopiero co wpadła w ręce służących PZ gnomów) celem odzyskania legendarnego Miecza Shannary, jedynej skutacznej broni na PZ. Jak potoczył się quest, jakie trudności musieli ponać przyjaciele Allanona, jakich spotkali sprzymierzeńców - o tym musicie przeczytać sami.
Postacie są całkiem fajne, szczególnie Balinor i elfowie przypadli mi do gustu. Także Shea i Flick byli sympatyczni - łatwo mi było utożsamiać się z nimi, a to, że nie podążali na ślepo za Allanonem, że mieli wątpliwości, bardzo korzystnie wpływało na to, jak ich odbierałam. Charaktery poszczególnych postaci są dynamiczne, ich motywy zrozumiałe. Niestety, muszę przyczepić się do tego, że autor mocno zaniedbał stronę żeńską, mamy tylko jedną postać kobiecą, która też nie jest aż tak ważna dla fabuły.
Od początku miałam ubaw szukając podobieństw do Władcy Pierścieni. Uważny czytelnik znajdzie ich sporo - ale jak tu ich nie znaleźć, w końcu w obu dziełach mamy quest, złego przeciwnika do pokonania, armie mroki maszerującą, aby podbić niezbt zgrane rasy... To właśnie mi się spodobało w tej książce - ogólny szkic był mi mniej więcej znany i dawal się przewidzeć, mogłam więc skupić się na detalach, na opisie postaci i świata. Przy okazji przypomniałam sobie, jak bardzo kocham takie książki, które poza akcją oferują świetną opisówkę. Tylko nie zrozumcie mnie źle - to nie jest tak, że autor przepisał Włodka, tylko po kosmetycznuch zmianach. Włożył masę serca i pracy w tworzenie postaci, nadawanie im charakteru, w wymyślanie miejsc i zasad rządzących światem czterech krain (ale, żeby być szczerym, ich nazwy są dość... Średnie: nazwał je od czterech stron świata). Poza tym sugerowane postapo cieszy zawsze i wszędzie.
Język jest niezły, ale nie wyróżnia się jakoś bardzo. Czyta się płynnie i nic nie przeszkadza w odbiorze treści. Jak mówiłam - opisy dobrze uzupełniają akcję, działają na wyobraźnię i nie zabijają dłużyzną. Poza tym kudos od tolkienistki za nazwanie elfa Durin - jak przeczytałam to imię spadłam z krzesła (dla nietolkienistów - Durin to imię jednego z siedmiu ojców plemienia krasnoludów z Ardy, świata wykreowanego przez Tolkiena).
Niech znakiem tego, jak badzo się mi podobało będzie fakt, że skończyłam czytanie o 2 w nocy, chichocząc jak retard i starając się nie robić tego głośni, żeby nie budzić domowników.
Polecam gorąco fanom high fantasy. Każdemu gorąco polecam. To bardzo fajna powieść, czyta się świetnie, naprawdę warto po nią sięgnąć. A teraz wybaczcie, Kamienie Elfów Shannary czekają.

Ocena - 8
Opinia na LubimyCzytac

5 komentarzy:

  1. Czytałam Pieśń Shannary i Kamienie Elfów - Miecz dopiero przede mną. Wiem, że ominęłam pierwszą część, ale nie zrobiło mi to żadnej różnicy. Zaczęłam czytać od ostatniej części :) Kamienie Elfów Shannary są świetne! Szybko bierz się za kontynuację :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, właśnie czytam Kamienie i są bardzo fajne:3 Co do czytania nie po kolei - ja Wiedźmina zaczęłam od 3 tomu...

      Usuń
  2. Ostatnio wpadłam na serial na TVN7 i spodobał mi się. Cieszę się, że książka przypadła Ci do gustu, ponieważ w najbliższym czasie mam zamiar po nią sięgnąć :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O, ja mam dokładnie w drugą stronę - mam nadzieję, że Tobie spodoba się książka, a mi serial:D

      Usuń
  3. U mnie ta seria też jest do przeczytania :) Tylko nie wiem kiedy :D

    OdpowiedzUsuń

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte