Autor: John Wyndham
Tytul: Dzień tryfidów (The Day of the Triffids)
Wydawnictwo: Amber
Rok: 2003
Natykałam się na tę książkę kilka razy, ale jakoś nie czyłam do niej „ciągu”. Aż w końcy brat mi o niej przypomniał w tym roku i ppoczułam „ciąg”. No i poszłam, znalazłam, zdobyłam i zwyciężyłam. To znaczy - przeczytałam. To jedna z tych powieści, których akcja rozgrywa się współcześnie, ale nie przeszkadzało mi to tak, jak zwykle mi przeszkadza.
Tytul: Dzień tryfidów (The Day of the Triffids)
Wydawnictwo: Amber
Rok: 2003
Natykałam się na tę książkę kilka razy, ale jakoś nie czyłam do niej „ciągu”. Aż w końcy brat mi o niej przypomniał w tym roku i ppoczułam „ciąg”. No i poszłam, znalazłam, zdobyłam i zwyciężyłam. To znaczy - przeczytałam. To jedna z tych powieści, których akcja rozgrywa się współcześnie, ale nie przeszkadzało mi to tak, jak zwykle mi przeszkadza.
I nie, nie znaczy to, że został magicznie przeniesiony do innego universum, po prostu w trakcie tej nocy wiele się działo. Oto ludzie na całej Ziemi mogli obserwować niezwykłe zielone światła na niebie, fantastyczną feerię barw przypisywaną pojawieniu się komety i wpadaniu jej odłamków w naszą atmosferę.
Każdy, kto oglądał światła, stracił wzrok.
Ale to nie było najgorsze. To znaczy - samo w sobie było poważnym utrudnieniem dla ludzkości, jednakże ludzie mogli jakoś sobie poradzić, przyzwyczaić się do ślepoty i polegać na swoich widzących przewodnikach. Część populacji zachowała przecież wzrok i mogła służyć pomocą niewidomym. Tylko, że ludzkość nagle straciła przewagę nad roślinami, które stworzyła i rozsiała po świecie. Przed katastrofą były owe rośliny zaledwie źródłem olejów, ciekawymi ozdobami ogrodowymi i eksponatami. Teraz jednak ich trujące wici i upodobanie do padliny. A już czy to była padlina zwierzęca, czy ludzka... Można powiedzieć, że tryfidy (bo tak nazywały się te rośliny) wychodziły z założenia, że i tak wszystko smakuje jak kurczak. A ponieważ tryfidy poruszały się dośc cicho i mogły atakować z dość dużego dystansu (przy czym wystarczył jeden cios w nieosłonięte ciało, by prawie na pewno zabić człowieka) mogły spokojnie sobie ucztować na nieporadnych ślepcach.
Bill i jemu podobni musieli podjąć się trudnego zadania ratowania z cywilizacji ludzkiej tego, co się da. Przy czym wielu miała całkiem inne wizje tego, jak powinna wyglądać ta nowa cywilizacja, powstała na resztkach starej.
Ciężko mi było nie zwrócić uwagi na fakt, że podobne motywy pojawiały się w filmie, który niedawno oglądałam z Lordem Yau - 28 dni później. Też mamy bohatera budzącego się wopuszczonym szpitalu. Okazuje się on być jedynym, jak można na początku sądzić, ocalałym z jakiejś katastrofy o zasięgu krajowym. Rzecz także dzieje się w Brytanii. Niewidomi snują się trochę jak zombie... To znaczy zarażeni. No, a tryfidy żywią się między innymi ludziną, są czułe na dźwięki i otaczają sadyby ludzi prawie tak samo jak zombiaki. Także motyw z pierwszą zorganizowaną grupą zdorwych ludzi przypominał tochę ten z filmu, ku mojej radości jednak poprowadzono go inaczej. Wiadomo, film nie mógł zerżnąć wszystkiego, plus był bardziej pro-drastyczny.
Książkę czyta się przyjemnie, bo język jest łatwy do przyswojenia. Także dobre proporcje między akcją, opisami i rozważaniami bohaterów są przyczyną tego, że powieść czytało mi się bardzo dobrze. Zwroty akcji nie raz zaskakiwały mnie całkowicie.
Polecam szczególnie fanom fantastyki i książek typu „a po katastrofie...” Świetnie jest obserwować, jak bohaterowie muszą radzić sobie na gruzach świata, który tak dobrze znali i ktory zdawał się taki stabilny, a zawalił się w przeciągu jednej nocy. To bardzo zacna lektura.
Ocena: 7
Opinia na LubimyCzytać
Utrata wzroku to coś, czego bardzo się obawiam. Nie słyszałam nic wcześniej o tej książce, ale to może być ciekawe.
OdpowiedzUsuńhttp://ksiazkowa-przystan.blogspot.com/
Fanką fantastyki nie jestem, ale nie skreślam całkowicie tej książki. Być może kiedyś zaryzykuje i się na nią skuszę.
OdpowiedzUsuńNie słyszałam wcześniej o tej książce, ale twoja recenzja mnie bardzo zachęciła i jestem fanką fantastyki, więc zainteresuję się tą pozycją :)
OdpowiedzUsuńCałkiem intrygująca fabuła. Przyznam, że po fantastykę sięgam rzadko, ale ta publikacja wydaje się warta uwagi. Może kiedyś trafi i w moje ręce :)
OdpowiedzUsuńNie jestem fanką fantastyki, fabuła w której są tego typu rośliny mnie przeraża trochę. Miejmy nadzieję, że kiedyś GMO nie zadziała tak jak ten kataklizm; p
OdpowiedzUsuń