Tytuł: Władca Pierścieni
Rok: 1978
Działo się to już po śmierci Profesora. Jego świat nie umarł z nim jednak - rzesze fanów na całym świecie nadal zaczytywały się w jego książkach. Ktoś gdzieś wpadł więc na genialny pomysł i postanowił przenieść tak słynną historię na ekrany.
Władca Pierścieni miał być odpowiedzią na marzenia i potrzeby tolkienistów. Zakrojono go na dwie części. Pierwsza kończyć się miała w chwili, gdy Frodo i Sam opuszczają drużynę. Plan został wykonany... Z tym, że wredny los sprawił, że nigdy nie nakręcono drugiej części. Czy to producenci nie zgodzili się na dalsze prace, czy to tolkieniści byli zniesmaczeni filmem - ciężko powiedzieć. W każdym razie Bakshi zrobił tylko jedynkę.
Och, fabułę znamy już prawie wszyscy, ale pokrótce powiem... Pewien hobbit, Frodo, dostał w spadku po wujku majątek i złotą biżuterię, która okazała się należeć do lokalnego Władcy Ciemności, który koniecznie chciał odzyskać suwenirę, bo nie dość, że miał do niej stosunek emocjonalny, to jeszcze była mu potrzebna do przejęcia władzy nad światem. Biedny hobbit, na szczęście nie sam, ruszył w podróż mającą na celu pokrzyżowanie planów złego Saurona.
A teraz... Lista skarg i zażaleń.
Intro wprowadzające do filmu jest straszne - czarne "człowieki" na czerwonym tle. Walka Ostatniego Sojuszu sprawia, że bolą zęby. Potem mamy już zwykłą, kolorową animację - od razu bilbowe urodziny i slynna przemowa. Następnie Gandalf przybył do Froda i prawie w progu przeprowadził z nim rozmowę o Pierścieniu - wieczorem, zaś Sam siedział po prostu w krzakach. Dalej mamy walkę Gandalfa z Sarumanem - ich magia sprawia, że znów chce się iść do dentysty... Jest i klasyczna scena z Nazgulem - który wygląda trochę, jakby go lumbago połamało, ale poza tym jest nawet fajny. Wycięto spory kawałek drogi przez Shire, elfy, Bombadila (co potem wrednie powtórzono w WP Jacksona) i Upiory Kurhanu. No, bezpiecznie dotarliśmy do Bree... "Ożesz... Aragorn?!" - to pomyślałam zobaczywszy Indianopodbnego kolesia. I przez caly film wręcz płakałam w kułak na jego widok, bo okazało się, że to faktycznie był Obieżyświat. Animacja poprawiła się sceną, w której Nazgule wdarły się do pokoju w gospodzie, ale szybko straciłam nikłą nadzieje, bo podróżnicy dotarli na Wichrowy Czub*, ale pocieszałam się, że zaraz na pewno zobaczę elfa, wszak powinien pojawić się Glorfindel... "Co jest?!..." - wrzasnęłam w duchu w chwilę później, gdy, owszem, objawił się Quendi, ale Aragorn obwołał go Legolasem.** Zacisnęłam zęby, bo oto pojawiły się Nazgule i cały kawałek aż do Rivendell dało się obejrzeć bez pokładania się ze śmiechu - choć niewezwania Elbereth nie daruję! No, ale oto narada u El... "Ożesz!***" - mym oczom objawił się Elrond. "Już wolałam LEDy z Hobbota." Ale nie tylko Elrond miał mnie zaskoczyć, na radzie był też Boromir w rogatym hełmie i krasnoludy.
Przeskoczę do Morii, bo ja na to mogę wrzucać i wrzucać... O mateczko, ujrzałam orki... I balroga...****
Po tej traumie nie liczyłam już na odpoczynek w Lorien... I miałam rację. Galadriela w workowatej sukni i gapiąca się po świecie jak naćpana, Keleborn w designie z moich koszmarów... Usłyszałam też lament po Gandalfie.***** A gdzie Karas Galadhorn, gdzie talany?!... Scena ze zwierciadłem Galadrieli w porównaniu z resztą Lorien wyszła całkiem nieźle.
Z ulgą - naprawdę! - powitałam załamanie się Boromira i ucieczkę Froda, czyli koniec filmu.
Przyznam, są rzeczy, które mi się podobały. Gandalf fajnie wyglądał. Hobbici, poza tym, że chwilami zachowywali się niedorzecznie, byli całkiem dobre. Film sprytnie wybrnął z "kłótni o spiczastouchość elfów" zakrywając uszy (albo chociaż ich część) wszystkich Quendich włosami. Kiedy już nie zwraca się uwagi na potknięcia - których część starałam się Wam wyliczyć - można nawet z niejaką przyjemnością obejrzeć pierwszą próbę zekranizowania Władcy Pierścieni.
Z obsady zwróciłam największą uwagę na tych oto podkładających głos: William Squire (Gandalf) i Annette Crosbie (Galadriela). Nie to, że nie bylo innych ciekawych głosów, te mnie najbardziej zaciekawiły.
Nie wiem, czy Wam to polecić, film zestarzał się, a i na początku wyglądał raczej miernie. To raczej ciekawostka dla szaleńców takich jak ja, ale jeśli możecie, to obejrzcie i zobaczcie, może znajdziecie w nim jeszcze jakieś smaczki.
Ocena
Wciągliwość - 2
Wygoda oglądania - 3
Jak bardzo mi się podobało? - 2
*Nie chcę o tym mówić.
**O designie Legolasa też nie chcę mówić.
***Potem nastąpiła dłuższa wiązanka w iście tolkienowskim stylu. Nie chcę o tym mówić.
****Naprawdę nie chcę o tym mówić.
*****Nie, Wy też nie chcecie, żebym o tym mówiła.
Oglądałam kawałek i przyznaję się, że sama wyłączyłam, bo to męka dla moich oczu i wyobrażeń o tolkienowskim świecie była. Czerwono-czarni orkowie mieli zapewne przerażać i może tak było ponad trzydzieści lat temu.
OdpowiedzUsuńOglądałam to ze dwa czy trzy razy. :) O tak, Indianin-Aragorn... xD
OdpowiedzUsuńO ile kojarzę, w czasie kiedy ten film powstawał, był głównie ciekawostką. Bo niby animacja taka nowatorska i w ogóle... Orkowie chyba wycięci z gazety czy ki diabeł...? o.O Przeskoki fabularne mnie szczególnie nie ruszają, bo Jackson też ma sporo za uszami pod tym względem.
Istotnie, ten film to w tej chwili już tylko produkcja dla fanatyków, ew. ludzi po prostu ciekawskich, ale na pewno trzeba się nastawić przed seansem na wiele WTFZOMGLOL. I zabrać ze sobą flachę. ;)
tej wersji nie oglądałam i z tego co czytam, dobrze, nie mam czego żałować ;]
OdpowiedzUsuńDwa razy się zabierałam i jakoś mi nie poszło...
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Klaudia.
PS: Zapraszam na konkurs ;)
Widziałam, średnio mi się podobało. Nie, tak naprawdę WCALE mi się nie podobało :P
OdpowiedzUsuńMnie do dziś prześladuje Boromir z tego filmu, wystylizowany na wikinga. Można obejrzeć jako ciekawostkę, ale nie polecam.
OdpowiedzUsuńWidzę, że wróciłaś do Tolkiena :)
Ha! Nie sądziłam, że jeszcze ktoś pamięta o animacjach Bakshiego. Piękny był "Ostatni jednorożec".
OdpowiedzUsuńNie miałam pojęcia nawet o istnieniu tych wszystkich filmów animowanych... Czas nadrobić zaległości.;]
OdpowiedzUsuńCzeka mnie niedługo nocny maraton z "Władcą Pierścieni". Nie mogę się doczekać!