9 lipca 2013

186: Wódka, seks i nikotyna - Marcin Piędel

Wiecie, że do książek niefantastycznych staram się podchodzić inaczej, oczekuję od nich trochę innych rzeczy, ale bazowo chodzi przecież o to samo - czy książka jest warta przeczytania czy nie. Dobra, teraz zakładam płaszcz "wrednej recenzentki" o czytam, co tam też mamy...
Dziś jest to powieść, którą dostałam gdzieś na początku roku. Tytuł - Wódka, seks i nikotyna - właściwie mówi nam, co mniej więcej tam znajdziemy.
Piszę: mniej więcej, bo znajdziemy tam też: jedną wróżkę, jeden pogrzeb i... Nie, to właściwie tyle. Fabuła zawiera kilka dni z życia głównego bohatera, Oliwiera. Jego najlepszy kumpel miał na imię Oskar. Pozytywne to, że autor wybrał postaciom polskie imiona, raz tylko przemknęła mu Angelika.
Oliwiera spotykamy, gdy tatuował sobie klatę i nawiązywał znajomość z grafikiem. Niedługo potem wpadł do grafika w gości i gdy ten zasnął z przepicia zabawiał się z jego żoną. I tak mniej więcej wyglądało życie Oliwiera do dnia gdy spotkał w barze wróżkę Ewę, która powiedziała mu nieco o nim samym i jego przyszłości. Po tym incydencie bohater właściwie się nie zmienił - chyba, że na gorsze.
W ogóle autorowi się udało zawrzeć w jednej osobie wszystko, czego nienawidzę w ludzkości. Pijak, darmozjad, narkoman, palacz, kobieciarz - to tylko szczyt góry lodowej. W jednym słowie - polactwo. Jego relacje z kobietami, z sąsiadami, z przyjaciółmi - to wszystko doprowadzało do tego, że chciałam wyć.
Jedyną postacią, która mi się spodobała, była wróżka Ewa, która naprawdę była ciekawa. Także fajne były sąsiadki bohatera, Monika i Angelika.
Autor wręcz stawał na rzęsach, żeby nie przemknęlo mu się powtórzenie, ale zdecydowanie musi popracować nad słownikiem i nie korzystać li i jedynie ze słownika synonimów, bo czasami wychodziły mu przecudne kwiatki ("wypił żeby zniwelować wściekłość", "obudził się porywczo", "wywierały potrzebę", "nader wszystko nigdy nie zaznasz...")
Powiem któtko, czytałam rzeczy gorsze, niż ta powieść, ale nie było ich znowu tak dużo. Wulgarność wręcz kapie, fabuła męczy, a głównego bohatera sama bym zadusiła sznurówką od glana. Naprawdę. Wrażliwych czytelników gorąco zniechęcam, mniej wrażliwi mogą sami spróbować, czy powieść im się spodoba. Przestrzegałam. Przyznam jednak na koniec, że każdy przejaw self-publishingu witam z radością, więc jeśli autor napisze coś nawego, to pewnie zajrzę.

Ocena
Wciągliwość - 2
Wygoda czytania - 2
Jak bardzo mi się podobało? - 1

Egzemplarz do recenzji otrzymałam od autora.
//Ps. Wiem, że recenzja jest wgl niezgrana z layoutem bloga, poprawię to potem, ale chciałam wrzucić ją gdy już odpaliłam net w domu.