22 lutego 2018

302: Na srebrnym globie - Jerzy Żuławski

Autor: Jerzy Żuławski
Tytuł: Na srebrnym globie
Wydawnictwo: Solaris
Rok: 2013

Czasem mnie nachodzi na sf, jak wiecie. W ramach odskoczni od fantasy sięgnęłam po książkę, po której oczekiwałam, że będzie ciekawą przygodówką, gdzie bohaterowie musieli zmagać się z nieprzyjaznym krajobrazem, być może stawiać czoła niezwykłym tubylcom... Wiecie, taki książkowy odpowiednik filmów o Indianie Jonesie. Dostałam nie do końca to, czego oczekiwałam.
Historia podążała za kolejami losu pierwszej misji na satelitę Ziemi. Międzynarodowa grupa specjalistów miała dotrzeć do powierzchni Księżyca i przemierzyć widoczną jego stronę. Celem miało być dotarcie na ciemną stronę Księżyca i zbadanie jej - naukowcy podejrzewali, że mogło tam istnieć życie i że była tam zdatna do oddychania atmosfera. Niestety, od samego początku misja nie przebiegała wedle planu.
Powieść jest napisana jako pamiętnik jednego z członków załogi - dzięki czemu czytelnik może zapoznawać się nie tylko z faktami, ale też zyskuje możliwość poznania myśli, opinii i uczuć bohatera powieści.
Pierwsza część jest relacją z podróży poprzez puste i monotonne przestrzenie jasnej strony Księżyca, gdzie bohaterowie byli zmuszeni do spędzania czasu zamknięci w niewielkim wozie, niezdolni do skontaktowania się z Ziemią i walczący każdego dnia z przeciwnościami losu. W drugiej części możemy zapoznać się z ich losami po dotarciu do bieguna, z ich odkryciami i perypetiami życia w grupie.
Autor opisał niezwykły świat, najpierw pokazując nieprzychylną jasną stronę, gdzie człowieka czekać mogła tylko śmierć, potem zaś popuścił wodzy wyobraźni, zapełniając stronę ciemną fantastycznymi roślinami i stworzeniami.
Wyznam szczerze, że po skończeniu powieści, pierwsze zdanie, jakie przyszło mi do głowy brzmiało: „Ależ to było depresyjne”. Nieuchronność śmierci, brak dobrych wyjść z sytuacji, złe przypadki i nieszczęśliwi ludzie skazani na wygnanie na własne życzenie - to wszystko opisane z punktu widzenia człowieka, który musiał patrzeć na ukochaną osobę cierpiącą z ręki przyjaciela, na potomstwo pierwszej załogi próbujące wieść życie w środowisku, gdzie człowieka być nie powinno. A wszystko to podlane hojnie tęsknotą za rodzinną planetą, która jest poza zasięgiem.
Jedyną nieco rozweselającą rzeczą w tej powieści jest język. Książki sf lubią się starzeć, bo technika idzie do przodu, ale też i słownictwo się zmienia. To, jak autor opisywał rzeczy i zdarzenia, jakie nazwy nosiły przyrządy wykorzystywane przez bohaterów, jak pewne informacje nie były zgodne ze współczesnym stanem wiedzy - to potrafiło czasami tworzyć zabawne sformułowania lub sytuacje, których normalnie nigdy by nie było.
Czy polecam? W sumie jest to dość dobra powieść, tylko tak bardzo pesymistyczna i melancholijna...

Ocena - 5
Opinia na LubimyCzytać

2 komentarze:

Uwaga, komentarze niepodpisane zostaną usunięte