Tytuł: Nawałnica mieczy (Storm of Swords) (oba tomy)
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok: 2002
Strony książek: Stal i śnieg i Krew i złoto
Dziś wracam do Pieśni Lodu i Ognia. Wyjątkowo mam zamiar podywagować o jednej książce w dwóch tomach (wynik podziału w polskim wydaniu).
Nawałnica mieczy jest już trzecią częścią cyklu, który przenosi czytelników do Siedmiu Królestw, ogarniętych wyniszczającą wojną domową i zaplątanych w misterne sieci intryg i zdrad.
Walczące frakcje nadal z zajadłością atakowały wszelakich adwersarzy i szukały nowych sojuszów tylko po to, aby wyciągnąć z przyjaciół wszelkie sily i zaopatrzenie. Zapatrzeni w rozgrywającą się w granicach kraju wojnę szlachcice nie zauważali, że zima, jak powiadali Starkowie, nadchodziła truchcikiem kryjąc się po cieniach i uśmiechając się radośnie na widok niedostatecznie strzeżonego Muru. Jako forpoczta owej zimy z północy nadciągnęli Dzicy Ludzie szukający drogi ucieczki z niebezpiecznych rubieży. Król Robb, nowo upieczony władca północy stanął do walki z Lannisterami świadom, że obie jego siostry być może są więźniami króla Joffreya.
Czasami podczas lektury wyobrażałam sobie Martina siedzącego pod ścianą, na której na wielkiej tablicy rozpisał sobie nazwiska bohaterów i pooznaczał sobie pracowicie kto kogo zdradzał, z kim zawiązywał sojusze i dlaczego. Zawiła fabuła i masa drugoplanowych oraz mniej ważnych postaci może nieopatrznego czytelnika przyprawić o zawrót głowy i zbić z nóg, ale do tego zdążyłam się już przyzwyczaić, ba, pokochałam książki Martina właśnie za te wyraziste postaci, których nie wahał się likwidować w razie potrzeby (ach, ileż to razy umierali ci, których zdążyłam polubić!). Wartka akcja, wojenne krajobrazy wśród których prócz oddziałów wojsk po kraju błąkają się szczenięta Starków, Mur, na i za którym z każdym dniem sytuacja wygląda coraz mniej wesoło (chyba, że jest sie ożywionym truposzem), a do tego wszystkiego na okrasę na innym kontynencie potomkini wielkiego rodu smoczych władców wychowuje małe smoczęta, które - czuję to w kościach - okryją świat cieniem swych skrzydeł niosąc ogień i zniszczenie. Obfitująca w nagłe zwroty akcji Nawałnica mieczy jest godną kontynuatorką cyklu i trzyma poziom poprzedniczek.
Czegóż innego niż fascynująca powieść można spodziewać się po tak wspaniałym, błyskotliwym pisarzu jak Martin? Nieważne, że książka bardziej przypomona encyklopedię albo EWOK*, i tak wciągnie do tego stopnia, że koniec będzie dla czytelnika wielkim zaskoczeniem.
Czy warto po nią sięgnąć? No, ba!
Ocena
Wciągliwość - 5
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 5
*Nie chcecie wiedzieć.
Uwielbiam "Grę o tron", niestety kolejnych części jeszcze nie dane mi było przeczytać, jednak szybko to zmienię :)
OdpowiedzUsuńPolecam zajrzenie do biblioteki :D *studentka inibu mode on*
UsuńTo nie moje klimaty ale polecę ją wujkowi. On lubuje się w takich historiach.
OdpowiedzUsuńCzaję, czaję :P Wujek lubi fantastykę?
UsuńPlanuję sięgnąć po książki Martina, ale na razie brakuje czasu.
OdpowiedzUsuńNo, niewąskie są i chwilę się czyta. To zarazem zaleta i wada
UsuńChciałabym bliżej poznać tego autora, a "Gra o tron" już stoi sobie na półeczce ;-)
OdpowiedzUsuńMasz własnę?! Och, zazdroszczę Ci!... :)
UsuńStanowczo nie dla mnie:)
OdpowiedzUsuńEch, ile jeszcze przede mną - to chyba dobrze bo więcej przyjemności. A w kwestii związków czy nie przypomina to trochę "mody na sukces" - każdy z każdym
OdpowiedzUsuńx2;p? nie ważne - urok pierwszego tomu nie daje mi spać i myślę o następnym :)
Pozdrawiam serdecznie
Widzę, że czytamy to samo.
OdpowiedzUsuńZima nadchodzi!