Autor: H. P. Lovecraft
Tytuł: W Górach Szaleństwa
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok: 1999
Strona książki: W górach szaleństwa
Dziś coś z biblioteczki grozy, czyli pozycja, którą poznałam dzięki nieocenionej Grymas, która z anielską cierpliwością pożyczała mi książki :).
Postronni, niezwiązani z fandomem Lovecrafta, zapewne nawet nie kojarzą tego nazwiska. Inni, słysząc je, przypominają sobie jakieś niejasne strzępki wiedzy o mackach i Necronomiconie. Jednak ja, dzięki Grymasowi mogłam zapoznać się z twórczością jednego z klasycznych pisarzy gatunku grozy.
Pogoda jest chlodna, więc pozwólcie, że zabiorę Was w Góry Szaleństwa, na Antarktydę, gdzie jest jeszcze zimniej, a wichury niosą ze sobą nie tylko śnieg, ale i kawałki lodu, gdzie wiatr zawodzi wśród nagich szczytów.
Niniejsza opowieść jest relacją, świadectwem, jednego z członków wyprawy naukowej organizowanej przez kilka uczelni. Bohater, geolog, pojechał tam aby uzyskać najróżniejsze próbki skał. To, co przywiózł przerosło jego największy koszmar. Powodowany nikłą nadzieją, że inni uwierzą jego relacji postanowił spisać przebieg wyprawy licząc, że dzięki temu już nikt inny nie wyruszy w tamten przeklęty region.
Na początku wyprawa przynosi wiele ciekawych, acz zagadkowych odkryć. Naukowcy podzielili się na dwie grupy, z których pierwsza wyruszyła na poszukiwanie odpowiedzi na pytania odnośnie dziwnej skamieliny. Druga grupka podążyła za pierwszą w niewielkim odstępie czasu, zafascynowana treścią raportów nadsyłanych przez krótkofalówki. Niepokojącym było jednak, że pierwsza grupa nie nawiązała kontaktu po burzy śnieźnej.
Okazuje się, że czasami lepiej siedzieć w domu i jeść pralinki.
Każdy kolejny dzień, ba!, każda godzina pełna nowych, niebywałych informacji, następujące po sobie coraz mroczniejsze, zagadkowe zdarzenia i makabryczne odkrycia coraz bardziej pogłębiają nastrój zagrożenia i wywołują niepokój, który nie pozwoli czytelnikowi przez długie tygodnie spać spokojnie. I choć nie ma w książce Cthulhu czy innych bóstw z wymyślonej przez pisarza mitologii, to W górach Szaleństwa jest jedną z moich ulubionych opowieści jego pióra. Lovecraft za pomocą zaledwie kilku słów potrafił nakreślić obraz straszniejszy niż to, czym epatuje nas telewizja.
Warto sięgnąć po jego historie także z innego powodu - szalenie ubogacają mroczne, bluźniercze słownictwo. Warsztat pisarza zawsze mnie zachwycał, jego trafne, plastyczne opisy potrafiły rozbudzić moją wyobraźnię do tego stopnia, że cieszyłam się, że mam w pokoju współkolatorkę.
Polecam i przestrzegam - opowieść naukowca wciąga i zapiera dech w piersi. Opisy zadziwiają dokładnością, a sposób, w jaki autor rozwijał fabułę, sprawia, że mimo niepokoju i gęsiej skórki chce się poznać dalsze losy wyprawy na koniec świata.
Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 5
Opinia na LubimyCzytać
O, ja poznałam to nazwisko przy okazji czytania powieści "Żelazny cierń". Chętnie sięgnę po utwory tego autora.
OdpowiedzUsuńHmm, znowu ja nie znam tej książki, o której mówisz. Poprawię się rychło :D
UsuńLovecrafta trzeba koniecznie poznać - mam w planach ;D
OdpowiedzUsuńKoniecznie :D Ja go poznaję powoli od jakiegoś czasu, lecz nie zawsze mogę czytać książki grozy, muszę mieć odpowiednie nastawienie :p
UsuńMnie jakoś do tej książki nie ciągnie.
OdpowiedzUsuńNie moja bajka ;)
OdpowiedzUsuńBlueberry, Catalina - kwestia gustu. Jedni lubią historyczne, inni horrory, jeszcze ktoś inny zaczytuje się w romansach :p
UsuńNie przepadam za horrorami/kryminałami/thrillerami. Powód jest jeden - nie przepadam za czytaniem o krwi. Dziwne, prawda? :)
OdpowiedzUsuńTę pozycję sobie odpuszczę :}
Krwi akurat jest niewiele, za to roi się od plugawych bluźnierstw ^^
Usuń"Opowieści o makabrze i koszmarze" nie przypadły mi szczególnie do gustu, mimo to chętnie zapoznam się z innymi utworami tego autora. ;)
OdpowiedzUsuńGrzechem byłoby nie zajrzeć do tej pozycji.
OdpowiedzUsuńUwielbiam Lovecrafta. U niego właśnie nie ma wcale tak dużo krwi, jest raczej strach prze nieznanym i nienazwanym.
OdpowiedzUsuń„W górach szaleństwa” jest trochę nawiązań do „Przygód Artura Gordona Pyma” Poe’go. Podoba mi się też niejasne zakończenie. Co zobaczył narrator – Yog – Sothotha, Hastura, jamy shoggothów? Masz jakiś pomysł?
Wspomina się w treści książki tę opowieść, choć sama jeszcze jej nie czytałam. A co do tego, co zobaczyli - jakoś nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Może niech zostanie nieokreślone... :D
UsuńJakoś ta książka do mnie nie przemawia. Sama nie wiem dlaczego.
OdpowiedzUsuńW takim razie zachęcam do lektury Poe’go. Ja czasem lubię sobie pogdybać. Taka moja wścibska natura ;)
OdpowiedzUsuń