Autor: Joanna Miszczuk
Tytuł: Zalotnice i wiedźmy
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok: 2012
Strona książki:Zalotnice i wiedźmy
Rok temu czytelnicy mogli zapoznać się z powieścią Matki, żony, czarownice tejże autorki, teraz zaś ukazała się jej kontynuacja - Zalotnice i wiedźmy. Nie jestem jakąś szczególną fanką obyczajówek, ale pierwszy tom przypadł mi do gustu, więc uznałam, iż drugi też może mi się spodobać, więc sięgnęłam po tę pozycję gotowa poznać koleje losu następnych członkiń znanego mi rodu.
Książka zawiera w zasadzie dalsze losy Joanny, samotnie wychowującej córkę i mieszkającej w Berlinie. Zdawać by się mogło, że bohaterka odcięła się od dawnego życia i problemów, na horyzoncie zaś zamajaczyła wizja szczęśliwego związku z Andre. Jednakże Asia zdawała sobie sprawę z tego, że jest on dla niej tylko przyjacielem. Jej wymarzona praca zaś zmieniła się drastycznie. Po nagłej śmierci Dietera jego firmą zajęła się jego żona, Victoria. Powołała swego pełnomocnika typując na to stanowisko Juliana, pierwszego męża Asi. Już wtedy bohaterka przeczuwała, że to może oznaczać ciężkie czasy. Szybko okazało się, że miała rację, Victoria wraz z Julkiem zaprowadzili w firmie swoje własne porządki i jęli zwalniać lub zmuszać do wypowiedzeń całą starą kadrę, która pracowała z Dieterem. Ich wizje i plany, a także podejście do pracowników, nie zjednało im przyjaciół, którzy postanowili podjąć stosowne kroki aby uratować marzenie i idee Dietera.
Historia Joanny, dziejąca się współcześnie, przeplata się z opowieściami o, Zofii, Róży i Sophie, jej przodkiniach. Wszystkie były adeptkami ziołolecznictwa, Róża i jej córka Sophie odebrały przy tym odpowiednie medyczne wykształcenie. Szczególnie historia Róży, która postanowiła udawać młodzieńca aby podjąć naukę na uniwersytecie, cieszyła się moją uwagą.
W ogóle przodkonie Asi, ich sytuacja w dawnym społeczeństwie uważającym ziołolecznictwo za zabobon, a kobiety medyków za niegodne uwagi i czci oraz ich próby odnalezienia szczęścia w życiu bardzo mi się podobały. Choć były to zaledwie przerywniki głównej fabuły, to je wspominam jako najbardziej zajmujące i wciągające.
Asia ze wspomnień o swych szlachetnych, mądrych prababkach czerpała siłę i chęć do walki o to, co uważała za godne swej uwagi, za to, co kochała i co ceniła. Także czytelniczki na podstawie tych opowieści mogą przyjąć podobne założenie, że warto się starać i zmieniać coś w swoim życiu, odważnie sięgać po to, czego się pragnie, bo szczęście i miłość warte są każdej ceny.
Powieść napisana jest prostym, jasnym językiem, nie wymaga od czytelnika nadmiernego skupiania się na nim, pozwala zagłębić się w fabułę bez reszty. Z jednej strony to duży plus, bo dzięki temu książkę czyta się dosłownie jednym tchem, ale brak mi było we fragmentach historycznych jakiejś odmiany. Mam wrażenie, że gdyby autorka zdecydowała się na niewielkie zmiany postarzające język, którym mówili bohaterowie, czytelnikowi łatwiej byłoby się wczuć w kilmat tamtych czasów.
Zalotnice i wiedźmy to ciepła, nastrojowa opowieść o odważnych, inteligentnych kobietach, które mimo przeciwności losu zdecydowały się kochać i dążyć w życiu do obranych celów niezależnie od ceny. Walczyły nie tylko z niechęcią społeczeństwa, ale także ze swoimi słabościami i ułomnościami zdecydowane dokonać czegoś, co uważały za ważne i wartościowe. Znów autorka podkreślała powiązanie bohaterek z imieniem Maria, a wiele rozdziałów kończyło się wezwaniem "Ave, Maria".
Choć książka nie jest z mojego głównego nurtu, to przeczytałam ją z dużym zadowoleniem i polecam ją - szczególnie paniom. To wspaniała lektura na chłodne, jesienne wieczory, obowiązkowo z kubkiem herbaty lub gorącej czekolady.
Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 4
Książka zawiera w zasadzie dalsze losy Joanny, samotnie wychowującej córkę i mieszkającej w Berlinie. Zdawać by się mogło, że bohaterka odcięła się od dawnego życia i problemów, na horyzoncie zaś zamajaczyła wizja szczęśliwego związku z Andre. Jednakże Asia zdawała sobie sprawę z tego, że jest on dla niej tylko przyjacielem. Jej wymarzona praca zaś zmieniła się drastycznie. Po nagłej śmierci Dietera jego firmą zajęła się jego żona, Victoria. Powołała swego pełnomocnika typując na to stanowisko Juliana, pierwszego męża Asi. Już wtedy bohaterka przeczuwała, że to może oznaczać ciężkie czasy. Szybko okazało się, że miała rację, Victoria wraz z Julkiem zaprowadzili w firmie swoje własne porządki i jęli zwalniać lub zmuszać do wypowiedzeń całą starą kadrę, która pracowała z Dieterem. Ich wizje i plany, a także podejście do pracowników, nie zjednało im przyjaciół, którzy postanowili podjąć stosowne kroki aby uratować marzenie i idee Dietera.
Historia Joanny, dziejąca się współcześnie, przeplata się z opowieściami o, Zofii, Róży i Sophie, jej przodkiniach. Wszystkie były adeptkami ziołolecznictwa, Róża i jej córka Sophie odebrały przy tym odpowiednie medyczne wykształcenie. Szczególnie historia Róży, która postanowiła udawać młodzieńca aby podjąć naukę na uniwersytecie, cieszyła się moją uwagą.
W ogóle przodkonie Asi, ich sytuacja w dawnym społeczeństwie uważającym ziołolecznictwo za zabobon, a kobiety medyków za niegodne uwagi i czci oraz ich próby odnalezienia szczęścia w życiu bardzo mi się podobały. Choć były to zaledwie przerywniki głównej fabuły, to je wspominam jako najbardziej zajmujące i wciągające.
Asia ze wspomnień o swych szlachetnych, mądrych prababkach czerpała siłę i chęć do walki o to, co uważała za godne swej uwagi, za to, co kochała i co ceniła. Także czytelniczki na podstawie tych opowieści mogą przyjąć podobne założenie, że warto się starać i zmieniać coś w swoim życiu, odważnie sięgać po to, czego się pragnie, bo szczęście i miłość warte są każdej ceny.
Powieść napisana jest prostym, jasnym językiem, nie wymaga od czytelnika nadmiernego skupiania się na nim, pozwala zagłębić się w fabułę bez reszty. Z jednej strony to duży plus, bo dzięki temu książkę czyta się dosłownie jednym tchem, ale brak mi było we fragmentach historycznych jakiejś odmiany. Mam wrażenie, że gdyby autorka zdecydowała się na niewielkie zmiany postarzające język, którym mówili bohaterowie, czytelnikowi łatwiej byłoby się wczuć w kilmat tamtych czasów.
Zalotnice i wiedźmy to ciepła, nastrojowa opowieść o odważnych, inteligentnych kobietach, które mimo przeciwności losu zdecydowały się kochać i dążyć w życiu do obranych celów niezależnie od ceny. Walczyły nie tylko z niechęcią społeczeństwa, ale także ze swoimi słabościami i ułomnościami zdecydowane dokonać czegoś, co uważały za ważne i wartościowe. Znów autorka podkreślała powiązanie bohaterek z imieniem Maria, a wiele rozdziałów kończyło się wezwaniem "Ave, Maria".
Choć książka nie jest z mojego głównego nurtu, to przeczytałam ją z dużym zadowoleniem i polecam ją - szczególnie paniom. To wspaniała lektura na chłodne, jesienne wieczory, obowiązkowo z kubkiem herbaty lub gorącej czekolady.
Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 4
Książkę ootrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka
Już sam tytuł ciekawy, a dalej jeszcze lepiej :)
OdpowiedzUsuńZ chęcią bym zajrzała, to moje klimaty.
OdpowiedzUsuńPolscy autorzy w niczym nie ustępują tym zza granicy, ale pokutuje przekonanie że są w drugiej lidze, z czym ja się nie zgadzam.
OdpowiedzUsuńMarzą mi się obie te książki :)
OdpowiedzUsuńWpierw zamierzam sięgnąć po poprzednią książkę :)
OdpowiedzUsuńGirl power! Brzmi bardzo ciekawie. Najpierw jednak wypadałoby przeczytać pierwszą część... ;)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam!
Niedługo się za nią zabieram.
OdpowiedzUsuń