Tytuł: Biały gryf
Wydawnictwo: Zysk i S-ka
Rok: 1998
Strona książki: Biały gryf
Białego gryfa przeczytałam migiem. Kontynuacja przygód Skana i jego przyjaciół po wojnie oraz próba odbudowania społeczeństwa o tak złożonej konstrukcji i różnorodności zdawała mi się być nawet bardziej ciekawa, niż wcześniejsza historia.
Podwładni Maga Ciszy Urtho podzielili się w czasie ucieczki na kilka grup, zaś nasi bohaterowie znaleźli się w tej, która wywędrowała najdalej na zachód. Nie odnaleźli Valinoru, lecz brzeg morza, gdzie postanowili założyć miasto, nazwane - dla koloru i kształtu - Białym Gryfem. Powoli życie bohaterów zaczęło się układać i przyjmować znamiona rutyny. Jednakże, żeby było wesoło, któregoś pięknego dnia strażnicy zauważyli nadpływający nieznany statek.
Okazało się, że nasi kochani osadnicy zagarnęli sobie część imperium Haighlei, ludu słynącego z niechęci do zmian oraz egzotyczności. Skan wraz z przyjaciółmi udali się na dwór władcy Haighlei, aby przedyskutować z nim nie tylko sprawę niezamierzonego przywłaszczenia ale i dalszego losu miasta uciekinierów.
Możliwa współpraca tubylców z nową społecznością spotkała się - jak to zwykle bywa - nie tylko z entuzjazmem lecz i niechęcią dostojników imperium. Skan w roli dyplomaty okazal się raczej pomyłką, ów gryf jako wojownik i zwiadowca sprawował się dużo lepiej - jego awanturnicza natura nie pomagała mu na dworze Haighlei, za to dała podstawy do twierdzenia, iż to on stał za morderstwami, które ktoś popełniał w stolicy. Kontrast dwóch kultur wyszedł całkiem zgrabnie, wątek kryminalny także był miły oku, czytelnik miał masę tajemnic i ciekawych lokacji do poznania.
Jednakże czytałam Białego Gryfa z mniejszą radością niż tom pierwszy trylogii, akcja rozgrywająca się w stolicy imperium nie sprawiła mi aż takiej frajdy jak wojna z Ma'arem. Gryf na okładce wygląda... Nie skomentuję, okładki większości książek fantasy po prostu ssą
Polecam fanom fantastyki wszelakiej, wielbicieli gryfów i pani Lackey.
Podwładni Maga Ciszy Urtho podzielili się w czasie ucieczki na kilka grup, zaś nasi bohaterowie znaleźli się w tej, która wywędrowała najdalej na zachód. Nie odnaleźli Valinoru, lecz brzeg morza, gdzie postanowili założyć miasto, nazwane - dla koloru i kształtu - Białym Gryfem. Powoli życie bohaterów zaczęło się układać i przyjmować znamiona rutyny. Jednakże, żeby było wesoło, któregoś pięknego dnia strażnicy zauważyli nadpływający nieznany statek.
Okazało się, że nasi kochani osadnicy zagarnęli sobie część imperium Haighlei, ludu słynącego z niechęci do zmian oraz egzotyczności. Skan wraz z przyjaciółmi udali się na dwór władcy Haighlei, aby przedyskutować z nim nie tylko sprawę niezamierzonego przywłaszczenia ale i dalszego losu miasta uciekinierów.
Możliwa współpraca tubylców z nową społecznością spotkała się - jak to zwykle bywa - nie tylko z entuzjazmem lecz i niechęcią dostojników imperium. Skan w roli dyplomaty okazal się raczej pomyłką, ów gryf jako wojownik i zwiadowca sprawował się dużo lepiej - jego awanturnicza natura nie pomagała mu na dworze Haighlei, za to dała podstawy do twierdzenia, iż to on stał za morderstwami, które ktoś popełniał w stolicy. Kontrast dwóch kultur wyszedł całkiem zgrabnie, wątek kryminalny także był miły oku, czytelnik miał masę tajemnic i ciekawych lokacji do poznania.
Jednakże czytałam Białego Gryfa z mniejszą radością niż tom pierwszy trylogii, akcja rozgrywająca się w stolicy imperium nie sprawiła mi aż takiej frajdy jak wojna z Ma'arem. Gryf na okładce wygląda... Nie skomentuję, okładki większości książek fantasy po prostu ssą
Polecam fanom fantastyki wszelakiej, wielbicieli gryfów i pani Lackey.
Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 3
Opinia na LubimyCzytaćZapraszam także na Under the dragon wings, gdzie możecie przeczytać krótką notkę z uwagami o czytelnictwie i tramwajach.
Ne słyszałam o tej serii, ale wspomnę o niej mojemu koledze, gdyż on jest wielkim fanatykiem fantastyki.
OdpowiedzUsuńrównież i dla mnie seria zupełnie obca
OdpowiedzUsuńdlatego na dziś mówię pass
nie znam serii, szczerze mówiąc pierwszy raz słyszę..
OdpowiedzUsuń