Tytuł: Droga do świtu (Passage to Dawn)
Wydawnictwo: Wydawnictwo ISA
Rok: 2008
Strona książki: Droga do świtu
Doszłam do wniosku, że dawno Was nie dręczyłam Drizztem, więc spieszę Was podręczyć. Niniejsze dręczydło nosi tyttuł Droga do świtu i zamyka tetralogię Dziedzictwa Mrocznego Elfa. Na usta ciśnie się westchnienie: "Nareszcie!"
Minęło sześć lat od zdarzeń z Mrocznego oblężenia, czyli pokonania armii drowów i bohaterskiej śmierci Wulfgara, którą ja sama przywitałam z niejaką ulgą.
Nasz ulubiony drowi tropiciel i fechmistrz o sercu tak delikatnym i czułym, że najsłodsze stworzenia świata przy nim są okrutne i wyzute z uczuć, wraz ze swą przyjaciółką Catti-brie (która od początku mnie drażniła) spędzili ten czas na morzu. Cóż tam porabiali? Walczyli z piratami, jak na dobrych herosów przystało, wraz z załogą oddelegowanego do tego zadania statku zwącego się "Duszek Morski" (bardzo męska nazwa, nieprawdaż?).
Przez myśl im nawet nie przeszło, że w Otchłani, pod biczem wrednego balora Errtu (którego czytelnik miał już wątpliwą przyjemność poznać przy okazji poprzednich tomów) Wulfgar żył i miał się raczej kiepsko. Demon, pokonany i wygnany z Planu Materialnego przez Drizzta "jestem_dziewicą" Do'Urdena, miał zamiar wykorzystać młodzieńca jako kartę przetargową i zmusić prawego drowa do odwołania wygnania Errtu*.
Potworny stwór postanowił zwabić nieszczęsnego drowa w pobliże swych szponów podtykając mu wieloznaczny i banalnie zrymowany wiersz. Nie przewidział jednak, bidulek, że mroczny elf zużyje większość Punktów Inteligencji do rozwiazania sudoku, przez co, owszem, poleci do wskazanego miejsca, ale na końcu będzie zaskoczony jak Sauron na wieść, że ktoś wrzucił jego Pierścień do wulkanu..
Styl Salvatore'a nie uległ jakiejś dramatycznej zmianie - wciąż oscyluje około słabej fantasy klasy B, a czasami nawet klasy C. Przy odrobinie dystansu powieść nabiera znamion komedii, przy czym pomagają epickie opisy i radosbe porównania. Oczywiście, kiedy już przyjdzie do jakiejś sensowenej walki jest całkiem fajnie, ale w sferze uczuć i emocji Drogę do świtu ciężko ustawić na tej samej półce co książki Le Guin czy Tolkiena. Po prostu się nie da, spada nawet przyklejona.
Polecam zatwardziałym fanom Forgotten Realms, drowów lub Drizzta. Okazjonalnie mogą po tę pozycję sięgnąć także zdesperowani fani fantasy. Chociaż nie - polecam wszystkim, od dawna tak się nie uśmiałam.
Ocena - 5
*Nie pytajcie, to Forgotten Realms.
Opinia na LubimyCzytać
Ja swoim uwielbieniem przygód Drizzta przeczę swoim wiecznym marudzeniom na wtórność itd :) Dla mnie nie ma żadnego "nareszcie" i mogłabym tomami pochłaniać każdą taką książkę, z forgotten realms szczególnie :) No ale każdy ma jakieś zboczenia :D
OdpowiedzUsuńTo prawda. Przyznam szczerze, że gdy czytałam całą sagę parę lat temu wielce mi się podobała, ale teraz chyba całkiem inaczej na nią patrzę :P. Z FR najbardziej lubiłam Evermmet, wyspę elfów, a chciałabym dopaść Wojny Pajęczej Królowej
UsuńA ja to bym chciała dopaść całą serię i dać siostrze w prezencie :)
OdpowiedzUsuńSiostra jest fanką Drizzta czy FR? Myślę, że całej to naraz nie kupisz, ale po części da się skompletować :D
UsuńOgólnie chciałaby mieć całego Salvatore :)
UsuńCóż, poszukaj na allegro, może ktoś wystawia
Usuńnigdy styczności z Drizzta nie miałam, ale wnosząc po opisie, wiele w tej kwestii nie straciłam.
OdpowiedzUsuńDo tych książek trzeba mieć odpowiedni humor, takie jest me zdanie. Coby nie rzec pierwsza trylogia jest całkiem czytelna :)
UsuńNazwisko autora kojarzy mi się z braćmi Salvatore z Pamiętników Wampirów ;)
OdpowiedzUsuńA autorem nie miałam nigdy styczności, wątpię, bym w następnym czasie miała taką okazję lub czas na nią.
Pozdrawiam, Klaudia.
Raczej nie sięgnę, tak książka to nie moja bajka :)
OdpowiedzUsuń