25 stycznia 2013

zjAva!^^

Łoj, panie i panowie, gdy zima za oknem sroga, śniegiem sypie, mrozem wkrada się za kołnierz... Wybierzcie się na konwent!
W sobotę i niedzielę (26-27 stycznia) w polskiej stolicy odbędzie się zjAva, radosny konwent, na którym, prócz atrakcji zapowiedzianych przez orgów będziecie mogli... Spotkać Alannadę :D
Zarząd informuje, że Nyarnamaitar objawi się w sobotę po egzaminie w okolicach godziny 15 i będzie radośnie derpić na konwencie, aż jej nie wywloką siłą.
Przybywajcie, jeśli możecie, bo na zjAvie będzie wiele fascynujących atrakcji i nietuzimlpwych osób.
Więcej informacji znajdziecie tu, na stronie zjAvy.

181: Nowa Fantastyka 1/2013

Nowy Rok i Nowa Fantastyka. :D Styczniowy numer zapowie nam, czego ciekawego spodziewać się w roku 2013...
Po pierwsze i najbardziej rzucające się w oczy - Martin Freeman jako Bilbo straszy z okładki Żądełkiem przyprawiając wszystkich tolkienistów o ślinotok:) O filmie część swojego mówiłam już wcześniej, ale okładka czasopisma przypomniała mi radosne chwile w kinie.
Tak, jak już zaczynamy podejrzewać widząc okładkę, cały dział artykułów kręci się około przewonnych hobbickich stópek, które zachwalała onegdaj Drużyna Trzeźwych Hobbitów. Stópki te, pomimo zdumienia fandomu i reszty świata, dzięki Peterowi Jacksonowi zobaczymy aż trzy razy. Z jednej strony to trzy razy więcej Śródziemia. Ale to też trzy razy więcej goferów, niezgodności ze światem, niezdogności z historią, niezgodności dotyczących zbroi i broni, niezgodności językowych...
Wit Szostak w tekście Hobbit czyli tam, spowrotem i wokoło pokazuje, jak Jackson dokonał cudownego rozmnożenia filmów. Bartosz Czartoryski w Laboratorium Petera przedstawia czytelnikom sylwetkę reżysera, którego większość starych tolkienostów chciałaby przynajmniej pobić (chociażby za brak Glorfindela i zrobienie z elfów lolfów).
W kwestii przedstawień sylwetek ludzi znanych mamy też artykuł o Zajdlu, którego każdy polski fantasta zna przynajmniej z nazwiska. Ponadto mamy Legendę Stalkera traktującą o twórczości braci Strugackich, którą to znam bardzo słabo. Fascynaci Egiptu i tamtejszych potworów z radością powitają dedykowaną im Mumię z lamusa.
O ile część artykułową przeczytałam z fascynacją,o tyle opowiadnia nie cieszyły się aż tak wielką mą radością. Nie powiem, wszystkie byly na dobrym poziomie, tylko nie bardzo w moim guście. Warto jednak wśrod nich wymienić Zasady przetrwania Nancy Kress, Ostatni dzień w Cravenie Jeremiego Rogalewskiego i Kuźnia, w której umierali Piotra Górskiego.
Ogólnie styczniowy numer jest bardzo dobrą lekturą i z hukiem rozpoczyna nowy rok. Oby tak dalej! Polecam, szczególnie kolegom tolkienostom.

Za egzemplarz do recenzji dziękuję redakcji Nowej Fantastyki.

24 stycznia 2013

180: Straż! Straż! - Terry Pratchett

Autor: Terry Pratchett
Tytuł: Straż! Straż! (Guards! Guards!)
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok: 1999

Każdy, kto przeczytał początek tej książki, doskonale pojmuje dlaczego zabrałam się za tę książkę - zaczęło się smokami, a taki wstęp zawsze kradnie uwagę Alannady. Poza tym wszyscy już wiedzą, że proza Pratchetta

16 stycznia 2013

179: Hotel Transylwania - Genndy Tartakovsky

Reżyser: Genndy Tartakovsky
Tytuł: Hotel Transylwania
Rok: 2012

Ja mam naprawdę jakąś słabość do animowanych filmów, no. Kiedy dowiedziałam się o filmie od znajomego postanowiłam go obejrzeć. Kolega przestrzegał mnie przed polskim dubbingiem piosenek, ale uznałam, że bez ryzyka nie ma zabawy.
Więc tak... Przebolałam początkową piosenkę tatusia do córeczki, obejrzałam i oto, co mam do powiedzenia na temat wampirzego hotelu, ostoi dla potworów.
Hrabia Dracula, w trosce o dobro córki, której matka, a ukochana wampira, wzięła i umarła w jej wczesnym dzieciństwie, a także zatroskany o losy innych potworów, zbudował ostoję dla powyższych. Zamek na odludziu, strzeżony przez zombie i inne indywidua, okazał się całkiem dobrym pomysłem.
Do czasu, aż córeczka podrosła. Pomimo tego, że tatuś karmił ją opowieściami o złych i strasznych ludziach mała była bardzo ciekawa świata na zewnątrz i okropnie chciała poznać kogoś w swoim wieku.
Ponieważ życie bywa okrutne, a niekiedy dowcipne, jej życzeniu w pewien sposób stało się zadość.
Na kolejną rocznicę urodzin panny Dracula* do hotelu zjechała się cała masa potworów - od zjaw, szkieletów i Frankenstaina, po wilkołaki, zombie i co tam jeszcze. Wszystko jest kolorowe, radosne i przyprawia niekiedy o drgawki oka. Cała ferajna bawiła się radośnie i ukazywała widzowi, że potwory to są jednak fajni goście.
W pewnej chwili do zamku dostał się jednak żywy - młody, nieco kopnięty chłopak (pewnie studiował kulturoznawstwo). Dracula, przez szereg nieporozumień i wypadków, zdołał ukryć przed resztą potworów, że chłopak nie jest kuzynem Frankensteina, ale z paniką zobaczył, że młodzi mają się ku sobie. Jak wybrnął z całej sytuacji i jak to wszystko skończyło się dla potworów możecie sobie zobaczyć w kinie.
Od strony wyglądu - ładne to nawet, owszem, ale bez szału z mojej strony. Żadna kreacja nie podobała mi się jakoś szczególnie, gagi też nie rozbawiły mnie za bardzo, a scen, które naprawdę mi się spodobały było ze trzy - w tym wyścig na stołach.
A teraz moje pytanie. Dziewczyna miała sto kilkanaście lat, tak? Matka umarła gdy mała była jeszcze w pieluszkach, tak? Ale potem mamy dialog, który wskazywał, że śmierć pani Dracula zdarzyła się czterysta lat przed akcją filmu... Ale może to ja pokręciłam...
Czy polecam? Zasadniczo tak, choć film nie należy do zjawiskowych, ot, dla rodziny na sobotni czy niedzielny wieczór.

Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda oglądania - 3
Jak bardzo mi się podobało? - 3
*Blade approves

178: Niechciana prawda - Agata Kołakowska

Autor: Agata Kołakowska
Tytuł: Niechciana prawda
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Rok: 2012
Strona książki: Niechciana prawda

Nie wiem, dlaczego sięgnęłam po Niechcianą prawdę, serio. Nie jestem fanką takiej literatury, opis też nie nastawiał na jakoś szczególnie ciekawą dla mnie fabułę. Może dla jakiejś pani domu, dla jakiejś innej dziewczyny, ale nie dla mnie. Mimo to zabrałam się do lektury i szybko przekonałam się, że książka wciąga.
Beata dotąd wiodła normalne, niewyróżniające się niczym, zwyczajne życie i była właściwie zadowolona ze swego losu. Do czasu, aż ten zakpił z niej okrutnie i jej mąż zdobył się na odwagę by przyznać się, że ją zdradzał.
Na domiar złego z facetem.
Tak możnaby opisać tę powieść w najkrótszych słowach i skończyć historię Beaty zasadniczo jeszcze nim się zaczęła. Bo to dopiero po tej szokującej wiadomości jej losy nabierają barwe, rysu prawdopodobieństwa, a ona sama zyskuje sympatię czytelnika.
Bohaterka musiała zmierzyć się nie tylko z prawdą o jej mężu i jego kochanku, ale - co ważniejsze - także z prawdą o sobie samej, o tym, co potrafiła i jak silna mogła być w obliczu nieprzychylnego losu. Pokazuje czytelnikowi, że w każdym mroku jest iskierka nadziei i że warto próbować pomimo tego, że życie się wali na głowę.
Autorka, Agata Kołakowska, całkiem nieźle operuje piórem (nic dziwnego, w końcu skończyła dziennikarstwo) pozwalając nam ujrzeć świat oczami Beaty, nie czarno-biały, lecz pełen też odcieni szarości, zmienny i zarazem łatwy do zrozumienia dla ludzi z otwartym umysłem. Co prawda niekiedy opisy mnie nużyły, ale dało się przez nie przebrnąć i cieszyć się lekturą.
Nigdy nie byłam wielbicielką powieści obyczajowych, od kiedy przestałam czytać Jeżycjadę i Lucy Maud Montgomery dość sporadycznie sięgam po tego typu literaturę. Staram się dokładnie zbadać ewentualną pozycję do czytania, długo rozważam jej lekturę zadając sobie rozliczne pytania o charaktery postaci, o sposób przedstawienia świata, o ciekawość opowieści. Oceniam też nieco inną miarą niż moją ukochaną fantastykę. Niniejsza powieść może nie jest wybitnym hitem, ale czyta się ją całkiem miło i dla pań jest jak znalazł. Panowie niech lepiej podarują egzemparz drugiej połówce - "z okazji" albo bez okazji.

Ocena
Wciągliwość - 4
Wygoda czytania - 4
Jak bardzi mi się podobało? - 3
Książkę ootrzymałam od wydawnictwa Prószyński i S-ka

10 stycznia 2013

177: Zamek Lorda Valentine'a - Robert Silverberg

Autor: Robert Silverberg
Tytuł: Zamek Lorda Valentine'a
Wydawnictwo: Solaris
Rok: 2008
Strona książki: brak

Zamek Lorda Valentine'a to pierwszy tom cyklu Majipoor Roberta Silverberga. Odkryłam tę powieść gdzieś w czasach zapadłego liceum, gdy ludzie walczyli jeszcze bronią z brązu. Cykl jest znany starym fantastom, ale uznałam, że ci nowsi też mogą się zainteresować (jak wiecie, przypominanie o starej fantastyce jest tym, co Alana lubi najbardziej), tak więc jest -
Zamek Lorda Valentine'a.
Valentine, którego poznajemy na kartach tejże powieści, był zagubionym człowiekiem. Znalazł się w miejscu, na planecie, tylko częściowo znajomej. W wyniku niejasnych zdarzeń nasz bohater bowiem stracił pamięć i wiele rzeczy dopiero do niego wracała. Valentine rozpoczął swą podróż w okolicach jednego z wielkich miast jednego z kontynentów Majipooru, w czasie gdy to tego miejsca przybył jego imiennik, Lord Valentine, Koronal, władca całej planety. Koronal był w trakcie objazdu swego władztwa, zaś Valentine znalazł się w samym środku festynu na jego cześć. Szybko znalazł przyjaciół dzięki swej sympatycznej naturze i podjął się żonglerki, do której miał niezwykły talent. I zapewne Valentine pozostałby zwykłym żonglerem gdyby nie niepokojące sny, które jęły dręczyć nie tylko jego, ale i jego przyjaciół.
Początkowa nieporadność bohatera i jego droga ku przypomnieniu sobie swojej przeszłości jest bardzo wygodna dla czytelnika - poznaje on świat niejako z główną postacią powieści. A jest co poznawać, Majipoor jest wielką planetą, w wielu sprawach podobną do Ziemi, ale jednak w większości różniącą się drastycznie. Nie tylko jej wielkość, fauna i flora są inne, pojawiają się inne rasy istot rozumnych poza ludźmi, ci zaś nieco różnią się od nas samych w sposobie myślenia.
Ciekawy jest system władzy na Majpoorze - mamy starego Pontifexa, który w odosobnieniu Labiryntu ustanawiał prawa, Koronala, który był władzą wykonawczą, Króla Snów wysyłającego sny przesłania i kary, oraz Panią Wyspy, która zsyłała łagodne sny i równoważyła trzech pierwszych.
Silverberg się nie spieszył, opisywał swój świat dokładnie, po kolei, pozwalając czytelnikowi go poznać i oswoić się z jego egzotyką. Udało mu się jednak nie zanudzać przy tym odbiorcy, zwroty akcji, wyraziste postacie, intrygi i całkiem prędka akcja pozwalają czerpać z książki niezłą rozrywkę.
Polecam, oczywiście, fantastom, ale też innym czytelnikom. Książka jest obszerna, ale nie należy do rodzaju cegieł. Czyta się wygodnie, język jest prosty, a sama fabuła ciekawa.

Ocena
Wciągliwość - 5
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo mi się podobało? - 4
Opinia na LubimyCzytać

4 stycznia 2013

176: Blond gejsza - Jina Bacarr

Autor: Jina Bacarr
Tytuł: Blond gejsza
Wydawnictwo: Mira
Rok: 2008
Strona książki: Blond gejsza

Słyszałam przy okazji mojej fazy na gejsze o tej powieści. Znalazłam więc chwilę i przysiadłam nad nią.
Przysiadłam.
Poczytałam.
Jest to opowieść o Kathlen, córce bogatego Amerykanina, który jednak miał pecha i rozgniewał japońskiego księcia. Pragnąc ochronić swą córkę Edward Mallory umieścił ją w herbaciarni prowadzonej przez Simouye, piękną gejszę. Ojciec pozostawił latorośl i opuścił Japonię obiecując, że wróci jak tylko będzie mógł.
Dla zafascynowanej życiem gejsz dziewczynki zaczął się wspaniały czas nauki jako maiko, zaś inna kandydatka na gejszę, Mariko, stała się jej wielką przyjaciółką, nieledwie siostrą. Kathlen z entuzjazmem zgłębiała tajemnice i nauki gejsz kryjąc swe jasne włosy pod peruką.
Trwało to do czasu, gdy młodą maiko zobaczył samuraj Tonda i postanowił być tym, który sprawi, że dziewczyna stanie się kobietą. Przy tym ten sługa księcia Kiry podejrzewał, iż zdolna tancerka była w istocie córką wroga i postanowił ją zgładzić. W tym samym czasie na trop blondwłosej gejszy trafił Reed, przyjaciel Edwarda, pragnący dopełnić obietnicy i zawieźć Kathlen do Ameryki.
Powiem tak. Od strony fabuły dostaliśmy w tej powieści typowe romansidło, tyle że osadzone w realiach Japonii końca XX wieku. Czyta się je szybko, nie nadweręża umysłu i... Zapewne szybko z niego zniknie.
Od strony wartości poznawczych jest raczej słabo. W porównaniu z książkami o gejszach, ta  nie wniosła nic nowego, orientalizm ma tu podkreślić wyjątkowość opowieści.
Poza tym: erotyka. Porównałam z książkami, które dotąd czytałam, pisanymi przez byłe gejsze i tam ten aspekt życia gejsz nie był tak eksponowany. Tu sprawianie rozkoszy sobie lub komuś, za pomocą tak egzotycznych rzeczy jak grzyb czy sproszkowane jądra jelenia, są na porządku dziennym. Całe to, przez większość książki niezaspokojone, pożądanie wylewa się wręcz ze stron. Artystyczny aspekt życia gejsz został właściwie pominięty, nieco wspomniano o ich roli jako dam do towarzystwa. Z kart powieści wyłaniają się drogie, odziane w zwiewne kimona, kurtyzany, biegłe w sztuce uwadzenia i sprawiania przyjemności.
Jedno pytanie do autorki: Jak przez cienkie kimono można na ciele kobiety zobaczyć włosy łonowe? Bo pod kimonem jest jeszcze jedna warstwa szaty i wciąż zachodzę w głowę jak to możliwe...
Nie polecam jakoś szczególnie tej książki. Nie jest nudna, czyta się ją prędko, ale... Nie jest to to, czego szukałam. Cóż, może komuś innemu przypadnie do gustu, ja podziękuję.

Ocena
Wciągliwość - 3
Wygoda czytania - 4
Jak bardzo się mi podobało? - 3
Opinia na LubimyCzytać

2 stycznia 2013

175: Hobbit. Niezwykła podróż (2012) - reż. Peter Jackson

Reżyser: Peter Jackson
Tytuł: Hobbit. Niezwykła podróż (Hobbit. The Unexpected Journey)
Rok: 2012

Nie wiem, czy nie wyjdzie mi zamiast recenzji raczej dywagacja, ale od premiery, na której byłam, minęło parę dni i już okrzepłam w swoim zdaniu o PJowej wersji Hobbita.